Szanowni Państwo,
Czuję się między Wami trochę gościem, ponieważ jestem właścicielką labradora, ale mój labrador oczywiście wszystkich serdecznie pozdrawia.
Zostałam poproszona przez Przyjaciela, właściela berneńczyka(właściwie to nie wiem kto jest czyim właścielem

) i użytkownika tego formu o podgląd na tę stronę i jakąś formę wsparcia. Aby odpowiedzieć na forum, musiałam się oczywiście zarejestrować. Uważnie przeczytałam cały wątek i zgodnie z prośbą kolegi, podzielę się z Państwem swoimi spostrzeżeniami.
Bardzo współczuję całej Rodzinie zastrzelonego berneńczyka. Jednocześnie gratuluję szeroko zakrojonej akcji wzajemnego wsparcia i nagłośnienia sprawy. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca i nagłośnienie oczywiście służy edukacji i powstrzymuje od bezmyślności.
Jednak moje doświadczenie wskazuje, że nie ma lepszej nauczki i nic lepiej nie odstrasza od bezmyślności i głupoty, jak perspektywa uciążliwości finansowych. Pomimo nieprzyjemności, jakie wiążą się z nagłośnieniem sprawy i ewentualnym piętnem społecznym, tak naprawdę dopiero konieczność zapłaty pewnej kwoty z własnych środków może uświaodmić sprawcę, że "coś się stało". Nadto, nie ma co się łudzić: wątpliwe, aby sprawca otrzymał wyrok (jeśli w ogóle sprawa nie zostanie z jakichś względów umorzona) bez zawieszenia. Nie będę tu snuć wywodów skąd taka pewność i czy zgadzam się z polityką państwa. Jednak w zaistniałej rzeczywistości nie należy mieć złudzeń.
Jako adwokat, polecałabym poszkodowanej rodzinie wniesienie powództwa cywilnego o odszkodowanie (poniesione finansowe straty) oraz zadośćuczynienie (rekompensata za wyrządzoną krzywdę, jednak określając konkretną kwotę, należy mieć na względzie realne możliwości wygranej, tu w grę nie będą wchodzić sumy bardzo wysokie). Zalecam również niezwłocznie skierować młodszą córkę na konsultacje psychologiczne (na pewno przydadzą się w kontekście szoku jaki musiała przeżyć) - będą one również w sądzie świadedctwem dramatu, jakie przeżyło dziecko. Starsi członkowie rodziny również mogą skierować się na konultację psychologiczną (w miarę konieczności). Sprawę sądową potraktowałabym na Państwa miejscu właśnie jako formę "represji" (nie zaś "zarobku" na nieszczęsciu, co dla niektórych jest czynnikiem powstrzymującym od działania). Mogę zapewnić, że "koledzy" sprawcy, prędzej się dowiedzą i potraktują poważnie informację, że musiał z własnej kieszeni wyłożyć kikanaście tysięcy złotych, niż biegniem na prokuraturę. I wówczas dopiero może zastanowią się, czy przy najbliższej okazji pociągność za spust. Niestety.
Oczywiście to tylko moja opinia, która wynika jednak z pewnych zawodowych doświadczeń.
Trzymam za Państwa kciuki i pozdrawiam
eb