wiem tyle, że Sonia kiedyś należała do takiego jednego faceta, który niedaleko mnie, na łąkach, ma pseudo-ranczo z kozami. Sonia była przywiązana do budy, musiała się zerwać i uciec. Nie uciekła daleko, promień pół kilometra. Spotkaliśmy go kiedyś na spacerze. Stwierdził, że to jego pies i że ma papiery (aczkolwiek czipa i tatuaży brak...) Sonia na jego widok przerażona uciekła, ale zareagowała na moje wezwanie. Nie chce wyobrażać sobie tego, co on jej musiał robić, skoro tak się go boi... normalnie pies MIMO WSZYSTKO jest za właścicielem.
U mnie boi się tylko, jak kot zrzuci coś i narobi hałasu, oraz kąpania. Wczoraj dała temu wyraz, bo musiałam ją na siłę zaciągnąć pod prysznic

przytyła skubana, co mnie niezmiernie cieszy

póki co pozbyłyśmy się tego paskudnego czegoś na sierści :)