Tak jak my

nagorzej jest, gdy nie ma w domu kogoś, kto by studził zapały drugiej strony, wtedy można zapsić się na amen

Ania u nas ja walczyłam jak lwica przez kilka miesięcy. Zanim kupiliśmy kota(wrzesień 2010). Paweł się uparł na pitbulla. Ja tłukę do głowy że miałam, że najkochańsze ale spacer to tylko przyktrość dla wszystkich, każdy wytyka pacami, że spacerujesz z mordercą, pies jest spokojny, ale mnie oba moje psy załatwiło to, kiedy zostały pogryzione jako roczne maluchny. Pitbulla labrador dorwal, a Lolusia(obecnego) jakiś ONek i od tamtej pory nie ma spacerków w parku, bo nie trawią samców, nie ma wyjazdów w góry, nie ma nic - tylko ogródek babci. Bo on może zrobić za dużą krzywdę zwyczajnie się broniąc. Tylko dlatego że inny pies podczas ataku uruchomił mechanizmy obronne i agresję.
Potem był kot - Paweł obiecał, że psa nie chce, że kot super etc.etc - miał być nawet 2gi Norweg do pary, tylko kobietka. Ale nagle co? "Kochanu, ja chce psa. chce psa , kupmy psa, bernenczyka. plizzz plizz plizzz, kocham Cie" buahahahah Chaja była chyba z tydzień, co chwile, z obrażaniem, krzykami, nie odzywaniem się, bo ja jestem niedobra, bo mam swojego urodzinowego kota, a nie pozwalam mu mieć psa etc.
A moje decyzje nie wynikały z tego, że nie chce, tylko że wiem jaka to odpowiedzialność - finansowa też. Bo to nie jest tani pies w utrzymaniu,a wszyscy wiemy jak jest z pracą - dziś jest, jutro nie ma.
Niestety trafiło na 2 ludzi, którzy od małego bajtla marzyli o Berneńczyku,a jak się tak stanie i się to połączy w tych 48m2, to nawet najbardziej rozsądna i konsekwentna osoba, jaką staram się być ja wymięknie. No więc jak już olałam temat wiecznego ścisku w gardle, przejmowania się ciągle tym co by było gdyby - zbieramy kasiurę i jedziemy po dzidziulkę :))))
Niezdrowe podniecenie panuje w tym domu od chwili podjęcia decyzji i przyznaję bez bicia ... aż mnie boli żołądek od czekania :))))