Sonia

Witajcie.
Mam na imię Sonia, nie pamiętam dokładnie, ile mam już latek, ale wiem, że jestem młodziutka jeszcze. Moja pani uważa, że mam nie więcej jak 2 latka. Ponoć mam rodowód, a przynajmniej tak twierdzi ten sadysta, od którego uciekłam i jest moim największym psim koszmarem. Jak trafiłam do mojej pani? Po kilku miesiącach życia na własną psią łapę poznałam kilku kawalerów i 30 czerwca oszczeniłam się w jej ogrodzie. Znalazłam tam takie fajne cieplutkie pomieszczenie z siankiem. Pani odwiedziła mnie tam na drugi dzień. Na początku bardzo się bałam, pani też miała obawy co do mnie, ale przynosiła mi dużo jedzenia. Po czterech dniach zrozumiałam, że nie chce mi zrobić krzywdy, więc dałam się jej pogłaskać. Później też pozwoliłam jej podejść do moich 10 maluchów.
Pomimo tego, że dostawałam codziennie duuuuużo jedzenia, to byłam tak bardzo wychudzona, że kilka dni później pani znalazła mnie prawie nieprzytomną. Bardzo szybko zawiozła mnie i szczeniaki do takiego pana, który w łapę wsadził mi jakąś igłę i tak leżałam ponad dwie godziny. Chyba dzięki temu się lepiej poczułam, ale byłam nadal tak słaba, że na drugi dzień znowu tam pojechaliśmy.
Pani zabrała mnie do swojego domu i pomogła mi wykarmić moje maleństwa. Widziałam, jak przychodziła na każdy pisk dzieciaków i wsadzała im butelkę do pyszczków, a one jadły jak szalone.
Dwa tygodnie później zaczęli do nas przychodzić jacyś ludzie i każdy z nich odchodził z którymś maleństwem. Pani mówi, że znalazła im nowe domy, w których są kochane i rozpieszczane.
Pewnego lipcowego wieczora zdarzył mi się wypadek - spadłam z okna. Pani nadal nie rozumie jak ja wskoczyłam na tak wysoki parapet. Miałam bardzo kruche kości i złamałam wtedy łapę. Bardzo mnie bolało, a pani była wystraszona jak nigdy. Na drugi dzień z samego rana pojechaliśmy znowu do tego pana. Pomacał moją łapę i dokładnie wiedział, co mi się stało, bo nie miałam nawet mięśni na łapie. Zrobił mi jakieś zdjęcie, zadzwonił do innego pana i pojechaliśmy gdzieś. Bardzo długo jechaliśmy. Pani powiedziała, że jedziemy do jakiejś kliniki, w której naprawią mi łapę. No i naprawili. Wsadzili mi w kość 2 duże gwoździe. Nie pamiętam tego, bo spałam. Później znowu jechaliśmy samochodem. Jak wróciliśmy, to Pani nosiła mnie na rękach po schodach. W pewnym momencie nauczyłam się chodzić na 3 łapach i już nie musiała mnie nosić. Miesiąc później znowu pojechaliśmy do tego pana, ale co się później działo to nie pamiętam, bo spałam. Pani powiedziała, że wyciągnął mi jednego gwoździa, bo zaczął wypadać z kości. Bardzo dobrze, że go wyciągnęli, bo na drugi dzień zaczęłam chodzić na tej łapie. Dzisiaj już biegam jak szalona. Niedawno wróciliśmy z długiego spaceru po lesie, na którym byłam z Aresem. To też pies mojej pani, ale z nami nie mieszka. Odwiedzam go, jak idę z panią do jej rodziców. Pani mówi, że jak był szczeniakiem, to wzięli go ze schroniska. Jest mojego wzrostu, prawie cały biały, z brązowymi plamkami na pyszczku i na prawym boku. Bardzo fajny z niego kolega, broni mnie przed innymi psami. Już niejednego tak oszczekał.
Mieszka z nami natomiast kot. Ma na imię Łobuz i rzeczywiście jest łobuzem, ale go bardzo lubię, nawet jak chce się bawić moim ogonem. Pani mówi, że Łobuz był planowany, a ja byłam wpadką, ale kocha nas tak samo mocno. A ja kocham swoją panią i nie wyobrażam sobie już życia bez niej. Jak któregoś dnia spotkałyśmy na łące tego sadystę, uciekłam, ale wróciłam jak tylko pani mnie zawołała. Bardzo się wtedy bałam, ale pani na niego nakrzyczała i poszłyśmy do domu.
Teraz pokażę kilka zdjęć
tak wyglądałam, jak pani mnie znalazła. Miałam jeszcze na sobie sznur, z którego się urwałam:

Obrazek został zmniejszony.
a tutaj się oszczeniłam:

Obrazek został zmniejszony.
i chociaż byłam wtedy bezpańska, to byłam kulturalna:

Obrazek został zmniejszony.
te zdjęcie jest sprzed wypadku. Miałam na sobie bardzo dużo starej sierści, którą pani wyczesywała mi prawie 2 miesiące. Wyglądam ładnie, ale można było u mnie wyczuć każdą kosteczkę:

Obrazek został zmniejszony.
moje maluszki jak miały 3 tygodnie:

Obrazek został zmniejszony.
tak wyglądałam kilka dni po operacji:

Obrazek został zmniejszony.
a to moje dwie córeczki - Klucha i Hera:

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
mój przyjaciel Ares z malutkim wtedy Łobuzem:

Obrazek został zmniejszony.
Łobuz jak już urósł:

Obrazek został zmniejszony.
a to ja
taka trochę zaspana na zdjęciu jestem:

Obrazek został zmniejszony.
mam nadzieję, że nie zanudziła Was moja historia. Dla mnie i dla mojej pani najważniejsze jest to, że jestem szczęśliwa. Bo jak tu nie być szczęśliwym, jak mnie pani kocha, karmi i wychodzi na spacerki?
Mam na imię Sonia, nie pamiętam dokładnie, ile mam już latek, ale wiem, że jestem młodziutka jeszcze. Moja pani uważa, że mam nie więcej jak 2 latka. Ponoć mam rodowód, a przynajmniej tak twierdzi ten sadysta, od którego uciekłam i jest moim największym psim koszmarem. Jak trafiłam do mojej pani? Po kilku miesiącach życia na własną psią łapę poznałam kilku kawalerów i 30 czerwca oszczeniłam się w jej ogrodzie. Znalazłam tam takie fajne cieplutkie pomieszczenie z siankiem. Pani odwiedziła mnie tam na drugi dzień. Na początku bardzo się bałam, pani też miała obawy co do mnie, ale przynosiła mi dużo jedzenia. Po czterech dniach zrozumiałam, że nie chce mi zrobić krzywdy, więc dałam się jej pogłaskać. Później też pozwoliłam jej podejść do moich 10 maluchów.
Pomimo tego, że dostawałam codziennie duuuuużo jedzenia, to byłam tak bardzo wychudzona, że kilka dni później pani znalazła mnie prawie nieprzytomną. Bardzo szybko zawiozła mnie i szczeniaki do takiego pana, który w łapę wsadził mi jakąś igłę i tak leżałam ponad dwie godziny. Chyba dzięki temu się lepiej poczułam, ale byłam nadal tak słaba, że na drugi dzień znowu tam pojechaliśmy.
Pani zabrała mnie do swojego domu i pomogła mi wykarmić moje maleństwa. Widziałam, jak przychodziła na każdy pisk dzieciaków i wsadzała im butelkę do pyszczków, a one jadły jak szalone.
Dwa tygodnie później zaczęli do nas przychodzić jacyś ludzie i każdy z nich odchodził z którymś maleństwem. Pani mówi, że znalazła im nowe domy, w których są kochane i rozpieszczane.
Pewnego lipcowego wieczora zdarzył mi się wypadek - spadłam z okna. Pani nadal nie rozumie jak ja wskoczyłam na tak wysoki parapet. Miałam bardzo kruche kości i złamałam wtedy łapę. Bardzo mnie bolało, a pani była wystraszona jak nigdy. Na drugi dzień z samego rana pojechaliśmy znowu do tego pana. Pomacał moją łapę i dokładnie wiedział, co mi się stało, bo nie miałam nawet mięśni na łapie. Zrobił mi jakieś zdjęcie, zadzwonił do innego pana i pojechaliśmy gdzieś. Bardzo długo jechaliśmy. Pani powiedziała, że jedziemy do jakiejś kliniki, w której naprawią mi łapę. No i naprawili. Wsadzili mi w kość 2 duże gwoździe. Nie pamiętam tego, bo spałam. Później znowu jechaliśmy samochodem. Jak wróciliśmy, to Pani nosiła mnie na rękach po schodach. W pewnym momencie nauczyłam się chodzić na 3 łapach i już nie musiała mnie nosić. Miesiąc później znowu pojechaliśmy do tego pana, ale co się później działo to nie pamiętam, bo spałam. Pani powiedziała, że wyciągnął mi jednego gwoździa, bo zaczął wypadać z kości. Bardzo dobrze, że go wyciągnęli, bo na drugi dzień zaczęłam chodzić na tej łapie. Dzisiaj już biegam jak szalona. Niedawno wróciliśmy z długiego spaceru po lesie, na którym byłam z Aresem. To też pies mojej pani, ale z nami nie mieszka. Odwiedzam go, jak idę z panią do jej rodziców. Pani mówi, że jak był szczeniakiem, to wzięli go ze schroniska. Jest mojego wzrostu, prawie cały biały, z brązowymi plamkami na pyszczku i na prawym boku. Bardzo fajny z niego kolega, broni mnie przed innymi psami. Już niejednego tak oszczekał.
Mieszka z nami natomiast kot. Ma na imię Łobuz i rzeczywiście jest łobuzem, ale go bardzo lubię, nawet jak chce się bawić moim ogonem. Pani mówi, że Łobuz był planowany, a ja byłam wpadką, ale kocha nas tak samo mocno. A ja kocham swoją panią i nie wyobrażam sobie już życia bez niej. Jak któregoś dnia spotkałyśmy na łące tego sadystę, uciekłam, ale wróciłam jak tylko pani mnie zawołała. Bardzo się wtedy bałam, ale pani na niego nakrzyczała i poszłyśmy do domu.
Teraz pokażę kilka zdjęć

tak wyglądałam, jak pani mnie znalazła. Miałam jeszcze na sobie sznur, z którego się urwałam:

Obrazek został zmniejszony.
a tutaj się oszczeniłam:

Obrazek został zmniejszony.
i chociaż byłam wtedy bezpańska, to byłam kulturalna:

Obrazek został zmniejszony.
te zdjęcie jest sprzed wypadku. Miałam na sobie bardzo dużo starej sierści, którą pani wyczesywała mi prawie 2 miesiące. Wyglądam ładnie, ale można było u mnie wyczuć każdą kosteczkę:

Obrazek został zmniejszony.
moje maluszki jak miały 3 tygodnie:

Obrazek został zmniejszony.
tak wyglądałam kilka dni po operacji:

Obrazek został zmniejszony.
a to moje dwie córeczki - Klucha i Hera:

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
mój przyjaciel Ares z malutkim wtedy Łobuzem:

Obrazek został zmniejszony.
Łobuz jak już urósł:

Obrazek został zmniejszony.
a to ja


Obrazek został zmniejszony.
mam nadzieję, że nie zanudziła Was moja historia. Dla mnie i dla mojej pani najważniejsze jest to, że jestem szczęśliwa. Bo jak tu nie być szczęśliwym, jak mnie pani kocha, karmi i wychodzi na spacerki?
