Czyli macie zupełnie normalnego psa
Też obawiałam się jak Conan przejdzie testy, tym bardziej, że termin testów wypadł tuż po jego pierwszych urodzinach. Ale śmignął je tak, jakby nawet nie zauważył, że bierze w nich udział. Zdał 5/5, a ja spuchłam z dumy: jakiego mamy mądrego i spokojnego szwajcara.
Patrząc wstecz: zabieranie Conana w tłum ludzi np: na koncert szant; pozwalanie ( każdemu pozytywnie nastawionemu człowiekowi: dużemu i małemu, panu i pani) na wymizianie szczeniaczka, ciąganie ze sobą wszędzie: do rodziny, do znajomych, posiadających psy, koty. Zabieranie do lasu, na łąki, pastwiska, a przy okazji pooglądanie i powąchanie krówek, koników i każdego dostępnego żywego inwentarza, jazda różnymi środkami lokomocji, czyli oprócz samochodu: autobus, kolejka, trolejbus. Ba i nawet wizyty u Weta zarówno z okazją i bez okazji po to by Pan Jerzy dał parę smaczków i wymiział, żeby zwyczajnie posiedzieć w poczekalni i poznać inne stworzenia i ludzi. Wchodzenie do sklepu zoologicznego, w którym Conan dostawał węchopląsu
przy okazji oczywiście rozkochał w sobie wszystkie sprzedawczynie
Każdy kto był chętny pomóc mi w socjalizacji naszego psa oczywiście otrzymywał ode mnie smaczki, z którymi się nie rozstawałam, a których Conan zjadł w ciągu swojego życia pewnie kilogramy...
Efekt: nasz weterynarz twierdzi za każdym razem, gdy go odwiedzamy, że mamy jednego z najnormalniejszych psów, którymi przyszło mu się opiekować
...i o to w tym wszystkim chodzi