Z uszkiem niestety wcale nie jest lepiej... W poniedziałek wieczorem dopatrzyłam się, że rana się otworzyła,a szwów właściwie nie widać. We wtorek rano pojechałam do weta i potwierdziło się - ze szwów został jedynie supełek,a do rany wdało się zakażenie. Mała bezzwłocznie dostała antybiotyk i kolejny preparat do przemywania uszka. Nie da się tego ponownie zszyć. Ale dzisiaj jest jeszcze gorzej... Odpadł kawałek martwej tkanki ucha. Nie wiem czy wraz z rośnięciem szczeniaka, będzie rosła dziura,czy może potem bedzie mało widoczna... Nie wiem. Trochę mnie to wszystko przerosło. Miało być tak pięknie !
Cieszę się, że Margarita ma dobry humor,wkurza się, poszczekuje, je ile wlezie, nie ma temperatury, nie marudzi przy przemywaniu (więc chyba nic nie szczypie?). Myślę, że ją ten cały incydent kosztował mniej niż mnie. Wiedziałam, że o wysypianiu się będę mogła zapomnieć, ale teraz to już naprawdę ledwo żyję.
Afera ma kategoryczny zakaz dotykania chorego uszka, maluchy mają okropnie ostre pazurki (mimo, że już przycięte).W związku z tym muszę uczestniczyć w każdym karmieniu. Moja rola polega na tym,aby pechowca usadowić na szczycie szczonków i ręką zakrywać ucho (strasznie się rozpychają przy sutkach). Jeśli mleko w sutku sie skończy, odczepiam największego psiaka z miotu i przekładam go w inne miejsce a małą podstawiam pod nowy sutek. Potem, muszę bardzo uważać podczas wylizawania gluktów przez mamę. Następnie zabieram małą do łóżka i przemywam ucho,a kilka razy dziennie robię okłady półgodzinne (trzeba cały czas trzymać gazik pod uchem). Zamykam porodówkę na drzwiczki (Afera śpi poza,temp w pokoju chyba ją dobija). Kiedy przychodzi czas karmienia (zazwyczaj po półtorej godzinie), Afera budzi najpierw mnie i całą szopkę zaczynamy od nowa...
Najbardziej mi przykro z tego powodu, że :
po 1, można było tego uniknąć
po 2, choćbym robiła wszystko co w mojej mocy,to już nie mam większego wpływu na ucho. Muszę tylko walczyć, żeby nie było większego zakażenia i żeby nic nie zagrażało życiu małej.
Jakoś tak z sił i chęci opadłam. Naprawdę, mogło być tak pięknie. Mam nadzieję, że znajdzie wspaniały domek
Kasa ? Jestem jednym z (wielu) przykładów na to, że kasę to trzeba mieć, żeby ratować życie suczki albo szczeniąt. I trzeba mieć czas ! Ja jestem na urlopie i z tego miejsca dziękuję przyjaciółce, która chodzi za mnie do pracy i nic z tego tytułu nawet nie oczekuje. Dzięki temu mogę odsapnąć po wykańczających nocach i czuwać 24h na dobę.
Trzymajcie kciuki za moją małą.Cała reszta jest w świetnej formie, więc o nie się nie martwię. Afera już też lepiej,temp w normie,humor także.
Pozdrawiam
Kamila