Niezmiernie miło nam poinformować ,że wczoraj w naszej hodowli urodziły sie pierwsze szczenięta.
2 dziewuszki i 3 chłopaków
Szczesliwa mamusią została
NIMFA SZUMIĄCA KNIEJA HD A zaliczone testy psychologiczne , Szkolenie PT I
a tatą
Michaudville THRUMAN (Imp. Kanada)HD A, ED 0 / 0, OCD 0 / 0 zaliczone testy psychologiczne BIS Puppy Klubu 2007, Ch.Pl., Lt., 2xresCACIB,CACIB, 3xBOG
Poród był trochę traumatyczny.... ,pierwsza sunia rodziła się długo,albo z tych emocji tak nam sie wydawało. Nimfa bardzo się starała , a my niemal że parłyśmy razem z nią

Nie da się opisać szczęścia kiedy widzi się mały łepeczek wyłażący na świat

Potem, była długa przerwa chyba z 1,5 h i nawet nie wiadomo kiedy urodził się nasz okruszek chłopczyk 370 g .Pomimo ,że maleńki i troszkę mniej ruchliwy był w całkiem dobrej formie.Wtedy odetchnęlysmy z ulgą ,skoro tak szybko się urodził to znaczy ,że następne też już przywitaja ten świat bezproblemowo ...i tu mocno się zdziwiłyśmy

kiedy za nastepne 1,5 h rodziła się druga panna i z podobnymi trudnościami jak pierwsza, ciężko szło pomagałyśmy jej "tam" troszkę,ale wszystko śliskie wymykające się, Nimfa się denerwowała,tu piszczaly juz dwa maluchy bardzo ja to rozpraszalo,..ojjjj...ale udało się

Druga dziewuszka była najbardziej energiczna i dość duża 600 g ,Minute po urodzeniu,darła się przerazliwie i pędziła do cyca

Następnie przerwa ok 2 h,miedzy czasie Nimfa zaczęła okropnie krwawić

zaczełyśmy juz się bać ,że coś jest nie hallo,kiedy urodził sie drugi chłopak z krwią w nosku i pysiaczku domyśliłyśmy sie ,że pewnie łozysko musialo sie wczesniej odkleić stąd tez tyle krwi .Po odessaniu maluch miał się całkiem nieżle waga 570 g .Byłyśmy juz wykończone, Nimfa przysypiała, porodówka jak po bitwie ...wszystko pływało we krwi..prześcieradła ,podkłady, a my w środku zakrwawione po same uszy

widok jak byśmy rodziły we trzy

Marzyłam aby to się już skończylo..., zeby się tylko przebrać i umyć . A tu najgorsze okazało się przed nami...
Ostatni chlopak nie mógl sie urodzić

odkręcony był inaczej niz wszystkie szczonki nóżkami a nie główką, Nimfa nie chciała juz przeć w ogóle, nie wiem czemu

czy była juz zmęczona... czułyśmy w kanale jego pazurki...mijał czas a tu nic

ona się układa do spania. Nie wiem jak dlugo to trwało ,ale chyba wieczność ,masowałyśmy ją...parla bardzo słabiutko, pieska prawie wyciągalyśmy i na koniec kiedy juz wyszedł do połowy zaklinował się krecik

próbujemy go wyciagnąc i nic !!! wtedy już nie tylko straciłam nadzieję,że urodzi sie żywy ale balam się okropnie o Nimfunię

wzywać weta...za póżno , nie ma czasu ,musimy jakoś same dac radę, nie wiem jak to się stało ,że on w końcu wylazł....nie dawał żadnych oznak życia,Klaudia zaczęła reanimację, odsysała go a ja między czasie masowałam mu serduszko,a Nimfunia jeszcze ładowała się ze swoim jęzorkiem i w takim tepie go wylizywała jak żadnego innego szczonka.Maluch jakby ruszył mordą łapiąc powietrze, ale wydawało mi się ,że to tylko pod wpływem obracania go przez Nimfę,... aż tu nagle zaczyna bulgotać i jakby ledwo dostrzegalny odruch łapania powietrza,.. pojawiła się iskierka nadziei

reanimacja trwała nadal,Klaudia caly czas odsysala mu z dróg oddechowych wody ,których sie nalykał ...i udalo się

zaskoczył ,jest wielki waży ponad 600 g i najukochańszy (oprócz okruszka oczywiście
Po tej reanimacji Klaudi stwierdziła,że dokonała dobrego wyboru wybierając jako swoją przyszłą specjalizację neonatologię...

bo dla takich chwil warto żyć...
Dziękuję p.Halince (Szumiąca Knieja) i Małgosi (Majowy Skarbiec) za bardzo cenne rady i wsparcie
