ewazoltowska napisał(a):Ok dzieki. Czyżby to był "styl działania" Straży dla Zwierząt ? podobnie przedstawia sie sytuacja psów z interwencji w Lekarzewie.Podobnie =nikt nic nie wie poza prośbami o wsparcie finansowe.
Kolezanka była gotowa dać BDT dla nawet kilku małych futrzaków/ma dobre warunki,ja chciałam pomagać/ -ale jej propozycja pozostała zupełnie bez odpowiedzi.Zupełnie nic nie wiadomo o znajdującym sie tam Bernenczku.
Nie wypowiem się na temat sytuacji landków. Zaproponowałam hotel za free. Bez odpowiedzi.
Co do warszawskie to nie jest tak źle. Pojechałam na Wolską w poniedziałek po interwencji. Mieli tam regularny sajgon - 57 psów, brudnych, zapchlonych, częściowo chorych... Dopowiedzcie sobie ilość roboty.
Niemniej w poniedziałkowe popołudnie wszystkie szczeniaki miały już swoje domy. Bernolek był zdrów więc już pojechał, na wyjazd w klinice czekało jeszcze parę maluchów w trakcie badań, ale też już "zaopiekowanych". W trakcie półtorej godziny, które tam spędziłam (tyle trwała procedura adopcyjna) oprócz maltanki, którą adoptowała moja klientka do nowych domów wybierały się jeszcze 2 dorosłe psiaki.
Z tego co zrozumiałam zostało klika/paręnaście dorosłych psów, których adopcja musi być odsunięta w czasie z powodów a) zdrowotnych, b) niepewnego prawa własności. Gdy wychodziłam przyjachał jakiś pan, bardzo zdenerwowany, bo na zdjęciach rozpoznał swojego psa, który został ukradziony jakiś czas temu.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia formalno-prawna, jak przy większości takich spraw. Właścicielka pseudo w pierwszej chwili zadeklarowała zrzeczenie się praw, następnie się z niego wycofała. Wszystkie psy do zakończenia procesu o przepadek mienia pozostają pod opieką nowych właścicieli jako depozyt, a nie ich własność.
No i na koniec kwestia zainteresowania tak nagłośnioną sprawą w dodatku dotyczącą "rasowców za darmo". W ciągu około półgodziny telefon dzwonił około 40 razy :)