Kochani, wybaczcie proszę że tak długo milczałem ale zobaczycie że maiłem ważne powody.
Jak przyjechaliśmy do Asi z 1/2 godzinnym opóźnieniem bo S7 prawie nieprzejezdna z uwagi na budowę autostrady, Asia podjęła nas po królewsku, nakarmiła, napoiła, wszystko przygotowała i wydała psa. Asiu za wszystko stokrotne dzięki.
W czasie gdy Asia przepisywała umowę my "oswajaliśmy się" z psem. Biedny okropnie był zestresowany.

Vitka napisał(a):Czarodziejka!
Ja Wam mówię... ona nawet taką wypasioną miotłę pod domem ma. Tak czułam, że to nie tylko do sprzątania!

Wszystko się zgadza. Sam widziałem i potwierdzam. Miotła stoi.

Następnie pies został zapakowany do samochodu, ale te fotki to już w gestii Vitki.
My tez do samochodu i "rura" w stronę W-wy. Początkowo planowaliśmy postoje ale ponieważ pies zachowywał się wzorowo raczej z racji stresu niż natury więc by nie powiększać jego przerażenia przelecieliśmy bez zatrzymania.
Do domu zajechaliśmy 21:45.
Samochód został wstawiony do garażu, garaż zamknięty bo nie wiedzieliśmy jak się zachowa, drzwi otworzone a pies wtulony w bagażnik nawet nie myśli o wyjściu.

Jak zwykle w takich sytuacjach wzięliśmy na przeczekanie. Próby z zamkniętym i otwartym garażem, na smakołyki, pieszczoty, namawianie zawiodły. Po dwóch godzinach przyznaję trochę pomogłem mu w podjęciu decyzji. Pies wszedł do domu pokręcił się z podtulonym ogonem, zaszył w moim gabinecie przy biurku uznając ze to najbardziej oddalone i najspokojniejsze miejsce i tu został. Trudno, całe szczęście że była tam też leżanka więc zostawiłem żonę w sypialni a sam przeniosłem się do psa. Nie powiem byśmy się wyspali ale byliśmy razem.

Rano pies został wyprowadzony na lince, siknął i czmych do gabinetu. O żadnym jedzeniu nie było mowy.
Nie to nie czas i głód zrobią swoje. Najgorsze jednak że nie mam jak mu podać lekarstw. Postanowiłem nie powiększać jego stresu i nie podawać leku na siłę.
Po śniadaniu gdy wyszliśmy do ogrodu pies został wyprowadzony i puszczony luzem.
Na marginesie Asiu z łapą wszystko w porządku.
Ares zaszył się w najdalszy kąt ogrodu i tam pozostał.


Gdy został doprowadzony do domu kładł się koło drzwi i tam leżał.

Gdy do niego podchodzę początkowo jest przerażony ale potem idzie spokojnie. Raz nawet drgnął mu koniuszek ogona gdy go głaskałem.
Jeszcze z niego będzie pies.
