Niepokojący trend

Nastała ostatnio jakaś dziwna moda na wykupywanie bernów z pseudohodowli. Nawet jeśli to ma być kilkaset złotych, to wydaje mi się to niemądre. I dosyć moralnie niepewne. Podeprę się tekstem, pod którym moge się podpisac.
"WYKUPOWANIE PSÓW Z PSEUDOHODOWLI
Dziś troszkę odbiegniemy od tematu Małego Białego i zajmiemy się zagadnieniem, z którym ostatnio często się spotykałam na FB czy na psim forum. O ile całym sercem jestem za pomaganiem zwierzętom, to jednak są formy pomocy, których poprzeć nijak nie mogę – ze względu na ich niską celowość. Tak jest również z wykupowaniem psów z pseudohodowli.
Któż to ma takie świetne pomysły? Ano, bywa różnie – czasem organizacje, które zajmują się konkretną rasą; innym razem organizacje zajmujące się ogólnie „pomocą” zwierzętom. Niekiedy też prywatni ludzie. Tupet mają tym większy, że to, co robią, jest dokładnie zaprzeczeniem tego, co powinni robić, a do tego o pieniądze na wykup psa proszą darczyńców. Oczywiście, ci w wielu przypadkach wspierają „szczytny cel”, który w rzeczywistości wcale nie jest szczytny. Zacznijmy jednak od początku.
Z JAKIEGO POWODU?
Zazwyczaj powodem, dla którego wykupowane są psy z pseudohodowli, jest to, że po prostu tam są. Często jest to np. ostatni szczeniak czy podrostek z miotu, który na zdjęciach wygląda bidnie. Oczywiście, serce każdego zwierzoluba taki widok poruszy, ale czy to powód, aby psa wykupować? Pamiętajmy – skoro organizacja decyduje się na wykup psa, a nie jego odebranie, to coś jest nie tak. Co to może być? Jedno z wytłumaczeń brzmi: organizacja nie zna się na sposobach odbierania psów, co jest w dzisiejszych czasach trudne do zrozumienia, ale jednak istnieje. W zasadzie jest przecież tyle organizacji, że można kogoś poprosić o pomoc w tym zakresie, zwłaszcza że istnieją jednostki powołane specjalnie do takich celów – interwencyjnego odbierania zwierząt wraz z kontrolą ich dobrostanu pod asystą policji, a następnie przekazania materiału dowodowego do sądu. Za zaniedbania można obecnie beknąć, i to coraz bardziej, bo prawo jest zaostrzane. Jest to najrozsądniejsze rozwiązanie w momencie, gdy pies jest zaniedbany. A jednak niektórzy nadal psa wykupują.
Drugim powodem, o wiele bardziej rzeczywistym, jak wynika z moich rozmów z wieloma organizacjami, jest to, że w danej pseudohodowli nie ma warunków na tyle złych, aby odebrać interwencyjnie psa. W zasadzie na tej podstawie można by zająć się wykupowaniem psów z większości pseudohodowli, bo przecież nie istnieje tylko jedna, w której warunki są wątpliwe, ale jednak nie na tyle złe, aby przeprowadzić interwencję. O ile jestem w stanie zrozumieć próby „zakupu kontrolowanego”, czyli zakupu niezgodnego z prawem (głównie Ustawą o ochronie zwierząt), aby potem sądownie pociągnąć „hodowcę” do odpowiedzialności, o tyle wykupowanie psów „bo są biedne” nie jest żadnym argumentem. W schroniskach, na ulicach jest wiele biednych psów, często również w typie rasy, jeśli już o to chodzi.
DRUGIE DNO…?
I tutaj zaczynam się doszukiwać drugiego dna. Jedni mogą to nazwać teoriami spiskowymi, a inni – jak tylko sobie chcą. Mimo wszystko jednak – po co organizacja, która ma masę zwierząt pod opieką, a jeszcze więcej czeka na ich pomoc, zajmuje się zbieraniem pieniędzy na psa, za którego trzeba zapłacić kilkaset (w dobrym wypadku) złotych, a następnie drugie tyle wsadzić w jego utrzymanie w DT, doprowadzenie do stanu, w którym może iść do adopcji, odbycie wizyt i wydanie do DS?
Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to popularność. W końcu głośno robi się o ludziach, którzy zbierają pieniądze, aby pomóc biednemu zwierzakowi. Zwłaszcza zwierzakowi, którego wcześniej źle potraktował inny człowiek. Już widzę oczyma wyobraźni peany pod adresem inicjatorów – jakie mają ogromne serce, a potem, jaki ten pies biedny, i co zrobiliby temu „pseudohodowcy”. Potem rozlewa się to w niekontrolowany potok, gdzie wszyscy naraz chcą tego psa adoptować (przejdzie im, jak pies faktycznie będzie szukał domu – choć kto by nie chciał dostać psa w typie rasy, zwłaszcza modnej, za darmo…?), rzucają groźby karalne pod adresem dotychczasowego właściciela czy obrzucają błotem wszystkich, którzy mają odwagę rozmnożyć jakiegokolwiek psa, nawet o świetnym eksterierze, rodowodzie oraz odpowiednim charakterze. Oczywiście, organizacja nad tym nie panuje i panować nie ma mocy. Ważne, że o nas mówią, i że pies uratowany – a że w typie rasy i najczęściej młody, to szybciutko pójdzie do DS i można szukać następnego do „ratowania”. Tutaj dodam jeszcze coś, co jest tajemnicą poliszynela, a mnie osobiście obrzydza, zwłaszcza robione „w tajemnicy”: sprzedawanie psów w typie rasy. Albo, jak kto woli, adopcja za datek o ustalonej wcześniej wartości. Dziwi mnie, że ktoś na to idzie, no ale widać tak, skoro proceder ma się dobrze.
Oczywiście, chciałabym wierzyć, że tak nie jest. Może więc przyjmijmy inną perspektywę. Ktoś widzi zdjęcie szczeniaka z ogłoszeniem – kocha psy danej rasy, sam je ma, kupione czy adoptowane. Jako że nie stać go na kolejnego psa, to robi „akcję” zrzuty na szczeniaka, którego potem ktoś weźmie na DT, a ktoś wyda do DS. Zdawać by się mogło, że bardziej etycznie, empatycznie i moralnie być już nie może. Ale to tylko wrażenie, bo…
EFEKTY WYKUPU TO NIEDŹWIEDZIA PRZYSŁUGA.
Oczywiście, zawsze głównym celem wykupu jest polepszenie losu jednego psa. Żadna realnie patrząca na sytuację w Polsce osoba nie powinna jednak uważać, że ratowanie jednego psa jest ważniejsze od poprawiania losu wielu psów. W Polsce nie temu jednemu psu dzieje się źle, tylko ogółowi psów bezdomnych i źle traktowanych. Tutaj dla odmiany mam przed oczami hasło, którego sens to mniej więcej: pomagając jednemu psu nie zmienisz całego świata, ale świat zmieni się dla tego jednego psa. Jest celne, jeśli adoptujemy psa ze schroniska czy ratujemy z ulicy. Podczas wykupowania natomiast warto zadać sobie pytanie – a co z resztą psów?
Wykupując psa z pseudohodowli robimy kilka rzeczy. Pierwsza to zapłacenie właścicielowi owego przybytku. Czyli, na dobrą sprawę, wspieranie jego biznesu oraz wizji hodowli zwierząt. Dajemy mu pieniądze, za które będzie pokryta kolejna suka, i będzie kolejny miot. Uświadamiamy mu, że zawsze znajdą się naiwni z miękkimi sercami, którzy wykupią ostatniego szczeniaka z miotu – wystarczy zrobić mu zdjęcia w słomie czy ze smutnym spojrzeniem.
Po drugie, podświadomie dajemy znak ludziom wokół, że wykupowanie psów z pseudo to w zasadzie dobra robota. Czy jest faktycznie istotne, czy wykupi psa organizacja, która potem nic z pseudohodowlą nie zrobi, czy wykupi osoba prywatna, która „nie miała serca, żeby szczeniaczka tam zostawić”? W końcu weźmiemy psa ze złych warunków i ulokujemy w dobrych – czyli jemu się poprawi. Poprawi się też pseudohodowcy, który utwierdzi się w przekonaniu, że zbyt jest, dostanie pieniądze na kolejne produkcje i zyska na nie miejsce. Czy życie tego jednego szczeniaka jest istotniejsze niż życie wielu kolejnych?
RATUJĄ ZWIERZĘTA PRZEZ UTRZYMANIE PSEUDOHODOWLI
Oczywiście, możecie się zupełnie ze mną nie zgadzać. Kilkukrotnie brałam udział w dyskusjach właśnie na takich wydarzeniach i wątkach – zawsze byłam przekrzykiwana, wyzywana czy odsądzana od czci i empatii. Bo jak to tak mogę mieć zimne serce, aby nie reagować na krzywdę tego psa, co go wszyscy chcą wykupić? A ja zapytam: jak to ci ludzie mogą mieć tak zimne serce, aby zbierać kilkaset złotych na wykupienie szczeniaka, a nie przeznaczyć ich na ratowanie bezdomnych psów w typie rasy? Jak można mieć tak zimne serce, aby wykupić psa z pseudohodowli i pozwolić na to, aby dalej rodziły się w niej kolejne psy? Na dobrą sprawę za kilkset złotych można wykastrować kilka psów albo kilka innych wziąć na DT i zapewnić im podstawy opieki weterynaryjnej. Albo nawet kupić karmę dla psa w DT czy przeznaczyć te pieniądze na leczenie innego psa, który jest w schronisku i którego można wziąć zupełnie za darmo.
Niestety, brzmi to brutalnie – wszystko rozbija się o pieniądze. Nie można zabronić ludziom wydawania ich pieniędzy na to, na co chcą je wydać – w tym na wykupienie psa z pseudohodowli. Pora jednak, aby postawić sprawę jasno: to nie jest pomoc zwierzętom w Polsce. Przy takiej skali krzywdy i bezdomności pomoc musi skupiać się na innych realiach niż pojedynczy pies w pseudohodowli. Co będzie, jeśli po wykupieniu tego szczeniaka z konkretnego miejsca, za kilka miesięcy w tym samym miejscu będzie pies dokładnie tak samo potrzebujący wykupienia? A potem po pół roku – następny? Pseudohodowca głupi nie jest i czuje pieniądze – czuje też naiwność ludzi, którzy znów wykupią szczeniaka, aby mu pomóc.
Na zakończenie, mój osobisty wniosek. Każdy, kto przekazał choćby złotówkę na wykupienie psa z pseudohodowli, jest w mojej ocenie odpowiedzialny za skalę bezdomności psów w Polsce, działanie pseudohodowli oraz wspieranie kupowania w nich psów. Takie stwierdzenie boli? No cóż, czas sobie uświadomić: aby pomagać, nie wystarczy miękkie serce. Trzeba mieć jeszcze rozsądek, który pozwoli nad nim zapanować, oraz twardą dupę, po której nieraz można dostać."
http://bialyjack.pl/wykupowanie-psow-pseudohodowli-nowa-moda-pomaganiu?utm_campaign=shareaholic&utm_medium=facebook&utm_source=socialnetwork
Oczywiście mozna powiedzieć, ze każdy wydaje swoja kase na to, co chcę. Ale poniewaz dzieje się to publicznie, z pewnego rodzaju wezwaniem do pomocy, to mamy prawo to (chyba) oceniać.
Co Wy na to?
"WYKUPOWANIE PSÓW Z PSEUDOHODOWLI
Dziś troszkę odbiegniemy od tematu Małego Białego i zajmiemy się zagadnieniem, z którym ostatnio często się spotykałam na FB czy na psim forum. O ile całym sercem jestem za pomaganiem zwierzętom, to jednak są formy pomocy, których poprzeć nijak nie mogę – ze względu na ich niską celowość. Tak jest również z wykupowaniem psów z pseudohodowli.
Któż to ma takie świetne pomysły? Ano, bywa różnie – czasem organizacje, które zajmują się konkretną rasą; innym razem organizacje zajmujące się ogólnie „pomocą” zwierzętom. Niekiedy też prywatni ludzie. Tupet mają tym większy, że to, co robią, jest dokładnie zaprzeczeniem tego, co powinni robić, a do tego o pieniądze na wykup psa proszą darczyńców. Oczywiście, ci w wielu przypadkach wspierają „szczytny cel”, który w rzeczywistości wcale nie jest szczytny. Zacznijmy jednak od początku.
Z JAKIEGO POWODU?
Zazwyczaj powodem, dla którego wykupowane są psy z pseudohodowli, jest to, że po prostu tam są. Często jest to np. ostatni szczeniak czy podrostek z miotu, który na zdjęciach wygląda bidnie. Oczywiście, serce każdego zwierzoluba taki widok poruszy, ale czy to powód, aby psa wykupować? Pamiętajmy – skoro organizacja decyduje się na wykup psa, a nie jego odebranie, to coś jest nie tak. Co to może być? Jedno z wytłumaczeń brzmi: organizacja nie zna się na sposobach odbierania psów, co jest w dzisiejszych czasach trudne do zrozumienia, ale jednak istnieje. W zasadzie jest przecież tyle organizacji, że można kogoś poprosić o pomoc w tym zakresie, zwłaszcza że istnieją jednostki powołane specjalnie do takich celów – interwencyjnego odbierania zwierząt wraz z kontrolą ich dobrostanu pod asystą policji, a następnie przekazania materiału dowodowego do sądu. Za zaniedbania można obecnie beknąć, i to coraz bardziej, bo prawo jest zaostrzane. Jest to najrozsądniejsze rozwiązanie w momencie, gdy pies jest zaniedbany. A jednak niektórzy nadal psa wykupują.
Drugim powodem, o wiele bardziej rzeczywistym, jak wynika z moich rozmów z wieloma organizacjami, jest to, że w danej pseudohodowli nie ma warunków na tyle złych, aby odebrać interwencyjnie psa. W zasadzie na tej podstawie można by zająć się wykupowaniem psów z większości pseudohodowli, bo przecież nie istnieje tylko jedna, w której warunki są wątpliwe, ale jednak nie na tyle złe, aby przeprowadzić interwencję. O ile jestem w stanie zrozumieć próby „zakupu kontrolowanego”, czyli zakupu niezgodnego z prawem (głównie Ustawą o ochronie zwierząt), aby potem sądownie pociągnąć „hodowcę” do odpowiedzialności, o tyle wykupowanie psów „bo są biedne” nie jest żadnym argumentem. W schroniskach, na ulicach jest wiele biednych psów, często również w typie rasy, jeśli już o to chodzi.
DRUGIE DNO…?
I tutaj zaczynam się doszukiwać drugiego dna. Jedni mogą to nazwać teoriami spiskowymi, a inni – jak tylko sobie chcą. Mimo wszystko jednak – po co organizacja, która ma masę zwierząt pod opieką, a jeszcze więcej czeka na ich pomoc, zajmuje się zbieraniem pieniędzy na psa, za którego trzeba zapłacić kilkaset (w dobrym wypadku) złotych, a następnie drugie tyle wsadzić w jego utrzymanie w DT, doprowadzenie do stanu, w którym może iść do adopcji, odbycie wizyt i wydanie do DS?
Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to popularność. W końcu głośno robi się o ludziach, którzy zbierają pieniądze, aby pomóc biednemu zwierzakowi. Zwłaszcza zwierzakowi, którego wcześniej źle potraktował inny człowiek. Już widzę oczyma wyobraźni peany pod adresem inicjatorów – jakie mają ogromne serce, a potem, jaki ten pies biedny, i co zrobiliby temu „pseudohodowcy”. Potem rozlewa się to w niekontrolowany potok, gdzie wszyscy naraz chcą tego psa adoptować (przejdzie im, jak pies faktycznie będzie szukał domu – choć kto by nie chciał dostać psa w typie rasy, zwłaszcza modnej, za darmo…?), rzucają groźby karalne pod adresem dotychczasowego właściciela czy obrzucają błotem wszystkich, którzy mają odwagę rozmnożyć jakiegokolwiek psa, nawet o świetnym eksterierze, rodowodzie oraz odpowiednim charakterze. Oczywiście, organizacja nad tym nie panuje i panować nie ma mocy. Ważne, że o nas mówią, i że pies uratowany – a że w typie rasy i najczęściej młody, to szybciutko pójdzie do DS i można szukać następnego do „ratowania”. Tutaj dodam jeszcze coś, co jest tajemnicą poliszynela, a mnie osobiście obrzydza, zwłaszcza robione „w tajemnicy”: sprzedawanie psów w typie rasy. Albo, jak kto woli, adopcja za datek o ustalonej wcześniej wartości. Dziwi mnie, że ktoś na to idzie, no ale widać tak, skoro proceder ma się dobrze.
Oczywiście, chciałabym wierzyć, że tak nie jest. Może więc przyjmijmy inną perspektywę. Ktoś widzi zdjęcie szczeniaka z ogłoszeniem – kocha psy danej rasy, sam je ma, kupione czy adoptowane. Jako że nie stać go na kolejnego psa, to robi „akcję” zrzuty na szczeniaka, którego potem ktoś weźmie na DT, a ktoś wyda do DS. Zdawać by się mogło, że bardziej etycznie, empatycznie i moralnie być już nie może. Ale to tylko wrażenie, bo…
EFEKTY WYKUPU TO NIEDŹWIEDZIA PRZYSŁUGA.
Oczywiście, zawsze głównym celem wykupu jest polepszenie losu jednego psa. Żadna realnie patrząca na sytuację w Polsce osoba nie powinna jednak uważać, że ratowanie jednego psa jest ważniejsze od poprawiania losu wielu psów. W Polsce nie temu jednemu psu dzieje się źle, tylko ogółowi psów bezdomnych i źle traktowanych. Tutaj dla odmiany mam przed oczami hasło, którego sens to mniej więcej: pomagając jednemu psu nie zmienisz całego świata, ale świat zmieni się dla tego jednego psa. Jest celne, jeśli adoptujemy psa ze schroniska czy ratujemy z ulicy. Podczas wykupowania natomiast warto zadać sobie pytanie – a co z resztą psów?
Wykupując psa z pseudohodowli robimy kilka rzeczy. Pierwsza to zapłacenie właścicielowi owego przybytku. Czyli, na dobrą sprawę, wspieranie jego biznesu oraz wizji hodowli zwierząt. Dajemy mu pieniądze, za które będzie pokryta kolejna suka, i będzie kolejny miot. Uświadamiamy mu, że zawsze znajdą się naiwni z miękkimi sercami, którzy wykupią ostatniego szczeniaka z miotu – wystarczy zrobić mu zdjęcia w słomie czy ze smutnym spojrzeniem.
Po drugie, podświadomie dajemy znak ludziom wokół, że wykupowanie psów z pseudo to w zasadzie dobra robota. Czy jest faktycznie istotne, czy wykupi psa organizacja, która potem nic z pseudohodowlą nie zrobi, czy wykupi osoba prywatna, która „nie miała serca, żeby szczeniaczka tam zostawić”? W końcu weźmiemy psa ze złych warunków i ulokujemy w dobrych – czyli jemu się poprawi. Poprawi się też pseudohodowcy, który utwierdzi się w przekonaniu, że zbyt jest, dostanie pieniądze na kolejne produkcje i zyska na nie miejsce. Czy życie tego jednego szczeniaka jest istotniejsze niż życie wielu kolejnych?
RATUJĄ ZWIERZĘTA PRZEZ UTRZYMANIE PSEUDOHODOWLI
Oczywiście, możecie się zupełnie ze mną nie zgadzać. Kilkukrotnie brałam udział w dyskusjach właśnie na takich wydarzeniach i wątkach – zawsze byłam przekrzykiwana, wyzywana czy odsądzana od czci i empatii. Bo jak to tak mogę mieć zimne serce, aby nie reagować na krzywdę tego psa, co go wszyscy chcą wykupić? A ja zapytam: jak to ci ludzie mogą mieć tak zimne serce, aby zbierać kilkaset złotych na wykupienie szczeniaka, a nie przeznaczyć ich na ratowanie bezdomnych psów w typie rasy? Jak można mieć tak zimne serce, aby wykupić psa z pseudohodowli i pozwolić na to, aby dalej rodziły się w niej kolejne psy? Na dobrą sprawę za kilkset złotych można wykastrować kilka psów albo kilka innych wziąć na DT i zapewnić im podstawy opieki weterynaryjnej. Albo nawet kupić karmę dla psa w DT czy przeznaczyć te pieniądze na leczenie innego psa, który jest w schronisku i którego można wziąć zupełnie za darmo.
Niestety, brzmi to brutalnie – wszystko rozbija się o pieniądze. Nie można zabronić ludziom wydawania ich pieniędzy na to, na co chcą je wydać – w tym na wykupienie psa z pseudohodowli. Pora jednak, aby postawić sprawę jasno: to nie jest pomoc zwierzętom w Polsce. Przy takiej skali krzywdy i bezdomności pomoc musi skupiać się na innych realiach niż pojedynczy pies w pseudohodowli. Co będzie, jeśli po wykupieniu tego szczeniaka z konkretnego miejsca, za kilka miesięcy w tym samym miejscu będzie pies dokładnie tak samo potrzebujący wykupienia? A potem po pół roku – następny? Pseudohodowca głupi nie jest i czuje pieniądze – czuje też naiwność ludzi, którzy znów wykupią szczeniaka, aby mu pomóc.
Na zakończenie, mój osobisty wniosek. Każdy, kto przekazał choćby złotówkę na wykupienie psa z pseudohodowli, jest w mojej ocenie odpowiedzialny za skalę bezdomności psów w Polsce, działanie pseudohodowli oraz wspieranie kupowania w nich psów. Takie stwierdzenie boli? No cóż, czas sobie uświadomić: aby pomagać, nie wystarczy miękkie serce. Trzeba mieć jeszcze rozsądek, który pozwoli nad nim zapanować, oraz twardą dupę, po której nieraz można dostać."
http://bialyjack.pl/wykupowanie-psow-pseudohodowli-nowa-moda-pomaganiu?utm_campaign=shareaholic&utm_medium=facebook&utm_source=socialnetwork
Oczywiście mozna powiedzieć, ze każdy wydaje swoja kase na to, co chcę. Ale poniewaz dzieje się to publicznie, z pewnego rodzaju wezwaniem do pomocy, to mamy prawo to (chyba) oceniać.
Co Wy na to?