Mnie Ester "wychowała", od szczonka pokazała mi jak silnie potrafi szarpnąć na smyczy na widok psa i jak czasami niespodziewanie to następuje. Teraz wiem, ze idąc wąskim chodnikiem przy ulicy muszę skrócić smycz do pół metra i trzymać ją dwiema rekami - na wszelki wypadek. Że sama muszę trzymać się podłoża - czyli "stąpać pewnie"

, zima zakładać buty, które się nie ślizgają na śniegu i iść tak by w razie czego złapać się ogrodzenia, słupa itd.., że oczy i uszy mam nie tylko mieć wokół głowy ale i ich używać. Eśka zawsze "sygnalizuje" zmianą zachowania że zbliża się pies lub coś atrakcyjnego. Jeśli ją obserwuję i jestem blisko niej to na ogół zdążę zareagować. Ze smyczy puszczam ją teraz tylko na polanie w lasku- gdzie jest otwarta przestrzeń i mogę kontrolować sytuację. Tam się z nią bawię, biegam, tarzam po ziemi - żeby się wyszalała i zmęczyła. Zima puszczałam ja też w lasku na spacerowych ścieżkach - bo wtedy mniej saren i lisów się wałęsało. Poza tym teraz rano jest sporo spacerowiczów, rowerzystów, biegaczy. Nie każdy zna się na rasach, nie każdy wie że szwajcary to łagodne psy, a widok pędzącego luzem, wielkiego psa może nie tylko zepsuć przyjemny spacer ale i porządnie wystraszyć.
I jeszcze jedna sprawa, o której chce napisać. Mój brat parę tygodni temu potrącił samochodem ON-ka. Pies szedł luzem obok właściciela, po chodniku, przy miejskiej ulicy. Brat jechał dostawczym samochodem, miał ok 2 ton ładunku. Nawet przy 40 km/h nie sposób zatrzymać się w miejscu gdy pies ni z tego ni z owego skacze na ulicę prosto pod koła samochodu. Właściciel psa uciekł zanim brat zdążył zatrzymać auto i wysiąść (i dobrze bo oberwałby po mordzie

). Pies też się jakoś pozbierał i uciekł zanim brat zdążył ochłonąć. Mam nadzieję, ze wrócił do domu i ze jego durny pan pojechał z nim do weta i udało się psinę uratować. Brat nadal ma "kaca moralnego" bo strasznie mu szkoda psa. Ale miał do wyboru potrącić psa lub się rozbić samochodem na murze.