Za to wczoraj postanowiłam z córka ze trzeba oprócz zwykłej zabawy (rzucanie butelek plastikowych, strzępów piłek) i spaceru zająć psice tresurą. Uczennica okazała sie bardzo pojętna. Inteligencja wracała szczególnie szybko gdy trzymaliśmy w rece kawałek wafelka waniliowego. W każdym razie zasób wiedzy został poszerzony o podawanie drugiej łapy, leżenie i zostawanie. Szkoła okazała sie na tyle męcząca że Jessy sama wróciła do domu i nie miała ochoty na dalsze wycieczki.
PS. Pisałam jak Jessy ukradła surowego kurczaka rozmrażanego na obiad. Zastosowalismy metode zero zagłądania na stół i blat kuchenny. Pierwszym etapem była łapka na myszy. To stara sprawdzona metoda którą wobec domowej zwierzyny stosował mój ojciec. Trzeba nabyc łapke na myszy. Tak ja zdeformowac by zamykajac sie uderzała tylko lekko (najlepiej wypróbowac na własnej ręce). Nałozyc na łapke smakołyk. Pozostawic na stole. Jessy złapała sie już po chwili. To kłapniecie łapki jest na tyle nieprzyjemne ze teraz jakoś straciła zaineresowania stołem.

