Mnie sie jeszcze żadne pogryzienia nie trafiły, aczkolwiek kiedyś na trasie wycieczki rowerowej wypadło na nas zza zakrętu stadko psów: dwa dorosłe berneńczyki z młodym, golden, i jakiś jeszcze jeden duży i i dwa małe psy - oczywiście z właścicielką. Cała ekipa wyglądała tak bosko, ze na myśl mi nie przyszło, iż mogą zaatakować, zresztą w życiu bym się tego po bernach nie spodziewała. Stałam tylko i wlepiałam zachwycone gałki oczne zazdroszcząc w duchu dziewczynie tej czeredy bo sama nie mam na razie takich możliwości. Zaś z Ester na spacerze tez mam oczy dookoła głowy i nie zapuszczam się na nieznane tereny. Na razie obyło się bez większych kłopotów. Ponieważ jakoś nie lubię obroży to prowadzam Esti na szelkach. Jak idziemy same to nie ma kłopotu - Esti idzie grzecznie przy nodze (raz przy lewej raz przy prawej sunąc po chodniku żmijowym zygzakiem

) na łące i w lesie puszczam ją ze smyczy i tez biega cały czas obok mnie. Na zawołanie przybiega od razu. Jak spotkamy sie z uroczym Rino (berneńczyk) i jego Panią to jest raj. Psy hasają, bawią sie, i na ogół od razu przybiegają na zawołanie. Psy szczęśliwe, Panie szczęśliwe. Schody sie zaczynają jak w drodze na łączkę (muszę przejść kilka ruchliwych ulic) dołącza do nas uroczy kundelek-włóczykij Czaruś. Czaruś z gracją sarenki śmiga po asfalcie, zręcznie lawirując miedzy samochodami, a Esti koniecznie chce za nim. Dostaje natychmiastowego amoku i nic nie jest ważne poza zabawą z Czarusiem. Ciągnie jak perszeron stając na tylnych łapach. Żadne odwracanie uwagi nie działało - mogłabym jej udźcem baranim zamachać przed pyskiem i nic

. Nie mam problemu by ją utrzymać bo do krasnali sie nie zaliczam a i wiotka Królewna Śnieżka też ze mnie żadna

. Boje się tylko by Esti nie stała sie jakaś krzywda od tego wysiłku. Ona ma 6 miesięcy, więc rośnie i rozwija się. Co prawda to ciąganie nie zdarza sie codziennie i na ogół nie trwa długo. Nie bardzo mogę zmienić trasę spaceru bo mieszkam na osiedlu w Poznaniu i Lasek Marceliński mam najbliżej. Jeździć samochodem nie bardzo sie da bo od rana już są korki a mnie chodzi o to by pies sie wyszalał i zmęczył a nie drzemał na kanapie w aucie wdychając smród spalin. W lesie i na łące Czaruś jest fantastycznym towarzyszem zabaw, a jak wołam psy to on pierwszy przybiega. Ciężko tylko na tę łąkę dotrzeć

. Próbowałam go nieść - bo jest malutki - ale nie pasowało mu to i sie wyrywał. Wolał pomykać zygzakiem: asfalt-chodnik-asfalt podlewając po drodze wszystkie drzewa, murki i słupki. A Esti wyrywała sie za nim. Generalnie to rwie sie do każdego napotkanego psa z zaproszeniem do zabawy ale na komendę:" Nie wolno" natychmiast siada i tylko obserwuje psa. Jak pies przejdzie to wstajemy i idziemy dalej. A Czaruś nie przechodzi tylko wraca i zachęca Esti by razem z nim pobiegała. No i perszeron sie zrywa na dwie łapy... może zamiast szelek obroża? Ciągnąć do Czarusia będzie pewnie tak samo tyle, ze szelki nie będą uciskać jej mostka...
Co o tym myślicie? bo ja jestem zielona...
