Strona 2 z 2

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-02-10, 15:34
przez Busola
my chodzimy na spacery na łąki, jest tu duzo rowów melioracyjnych w tym jeden o szerokości około 4m wiec całkiem spory, głębokosc na razie mi nie znana (Koja miała przyjemność skosztowac kąpieli w tym rowie, Mufka z resztą tez)., jest mocno zamulony w wielu miejscach i przez to niebezpieczny.
...ale nie mam innych miejsc na spacery, las uważam za bardziej niebezpieczny z powodu nadgorliwych myśliwych i dzikich zwierząt. Dalmiśkę bardzo kusi ten rów, zawsze ją karcę gdy tylko sie do niego zbliza i widzę nad jej głową taką ...chmurkę w ktorej napisane jest "a teraz sprawdze co tam jest". Raz sie nie udało, gdy rów był spowity lodem, na szczescie mróz był spory, a ryb tutaj nie ma wiec nie ma ryzyka przerębla. Przywolana wrócila do mnie, ale nie mam pewnosc iczy tak bedzie zawsze :-?
Innym razem przez mą nieuwagę załamał sie pod nią lód , na szczęście na jednym z płytkich rowów wiec sobie tylko brzuchol pomoczyła, ale nie wspomina jak mniemam tego doswiadczenia dobrze i teraz juz sie nie kwapi by tam włazic.
Przy kazdym spacerze bacznie ją obserwuję czy aby jednak jej ten duży rów nie skusi :-/

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-02-10, 15:52
przez Tess
Wypadki zdarzają się zawsze, a my nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego. Ja nad swoimi psami ( i dzieckiem, jak było dzieckiem) trzęsę się jak kwoka, a mimo to mój Maks ( poprzedni nasz pies) wpadł pod samochód i to prze samym domem. Po prostu gwałtownie pociągnął za smycz i...już. Skończyło się na operacji łapy i paru szwach ( na szczęście). Córka też niby cały czas pilnowana była, a i tak zaliczyła złamany ząb i rozbitą głowę - bliznę ma do tej pory, a minęło ponad 12 lat. Po prostu tak czasem jest, że mimo naszych starań, coś się wydarza. Ja teraz mam następną obsesję - nie spuszczam psów ze smyczy w lesie i nad wodą, której nie znam.

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-02-10, 19:27
przez Apcik
ja mieszkam na przedmieściach Cieszyna. W okolicy mamy pare dużych łąk(okolice dużego osiedla bloków po których nikt nie chodzi :shock: - ludzie psów nie maja czy co :shock: ) tam jako że teren nowy i nie często odwiedzany Czeary trzyma sie blisko mnie i na każde zawołanie przychodzi ;-) jednak gdy dochodze do mojego domu w sasiedztwie jest ogromna łąka w ogóle nie koszona wiec zarośla siegające ponad 1m! pies oczywiście spuszczony. Łąka ma około 300 m długości potem są tory , rzeka i następna łąka. w tych zaroślach kryje sie dużo bażantów i zajęcy i często sie zdarza że Cezary biega wzdłuż i wszerz łaki i za nic nie da sie go przywołać. Ostatnio zaczął mi przebiegać przez tory do rzeki(naszczeście wody ok 40cm :-/ ) i też muszę sie nieźle nawołać żeby przyszedl bo to są jego tereny zza płotu :-? :-?
naszczeście(dla nas) kolej podupada i po tych torach jeżdza tylko 3 pociagi dziennie jeden o 4 rano drugi ok 17 a trzeci o 23 :-/ ale co będzie jeżeli pijedzie pociąg naprawczy czy inny pojazd jeżdzacy po torach :?: :!: aż strach pomyśleć :-? :-?

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-02-11, 00:19
przez anula
Czytam i czytam, macie rację, trzeba myśleć, przewidywać co moze strzelić do łepetyny dziecku, psu czy innym naszym podopiecznym, ale też nie możemy popadać w paranoję. To nie musi być takie zagrożenie jak woda, przerębel, samochód czy dzik, równie niebezpieczny może być maleńki kleszcz, paskudna bakteria, której zwyczajnie nie da się zobaczyć.... Gdzie mam pozwolić pohasać moim psom żeby były bezpieczne, w parku nie wolno, przy ulicy tym bardziej, przy własnym płocie - to za mało. Zakażonego kleszcza mogą przynieść nawet z przydomowego ogródka, bakterie są wszędzie, choroby też. Nie da się tak żyć bojąc się wszystkiego. Wtedy nikt nie czerpie radości ze wspólnego życia, ani ludzie, ani psy.

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-02-11, 00:32
przez izu
Od razu powiem, że nie czuję się urażona. Oczywiście mam mnóstwo obaw, pytań i wątpliwości a najwięcej bólu, smutku i wyrzutów sumienia. I to nie o to, że pozwoliłam Salmie byc szczęśliwą i biegającą, tylko że nie było mnie przy niej jak umierała. Powiem też, że jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo - przynajmniej na naszym terenie -wnyki. Nie spotkałam sie z tym do tej pory, ale kiedys leśniczy ( który z resztą nie miał nic przeciwko luźno biegającym psom ) ostrzegł nas przed tym zjawiskiem. W niedzielę myślałam, że właśnie ich ofiarą padła Salmusia - teraz chociaż wiem, że przegrała z naturą a nie bezdusznym człowiekiem...

Co do łąk - mieszkamy w takiej okolicy, że z każdej strony otacza nas las - jest trochę pól uprawnych, na których jednak nie da się spacerować ( zwłaszcza z wózkiem lub dwulatkiem ) więc las jest jedynym wyjściem.
Pewnie mogłam wyszkolic Salmę, żeby wracała w każdej sytuacji, chociaż nie wiem na 100%. Ona miała strasznie silny instynkt łowcy i myślę, że i tak nadszedłby kiedyś dzień, kiedy dzik byłby za blisko i pachniałby zbyt silnie.

Napewno też będę pracować z Demi, wybieramy sie na szkolenie w marcu. Mam nadzieję, że się uda...

Smycz napewno by ją unieszczęśliwiła - ona kochała pęd wiatru we włosach.
Naprawdę bardzo żałuję, że tym razem musiała się zatrzymać...

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-02-11, 17:17
przez Kaja z Sabą
My mamy bardzo blisko pare niebezpieczeństw...
Kiedyś Saba wskoczyła na murek oddzielający chodnik od głębokiej, rwącej rzeki. Na szczęście nie spadła, bo zdążyłam zareagować i ją chwycić.
Z tą rzeką było już dużo takich historii :-/

Re: Odpowiedzialność za naszych Podopiecznych

PostNapisane: 2009-04-10, 13:40
przez kerovynn
Mnie Ester "wychowała", od szczonka pokazała mi jak silnie potrafi szarpnąć na smyczy na widok psa i jak czasami niespodziewanie to następuje. Teraz wiem, ze idąc wąskim chodnikiem przy ulicy muszę skrócić smycz do pół metra i trzymać ją dwiema rekami - na wszelki wypadek. Że sama muszę trzymać się podłoża - czyli "stąpać pewnie" ;-) , zima zakładać buty, które się nie ślizgają na śniegu i iść tak by w razie czego złapać się ogrodzenia, słupa itd.., że oczy i uszy mam nie tylko mieć wokół głowy ale i ich używać. Eśka zawsze "sygnalizuje" zmianą zachowania że zbliża się pies lub coś atrakcyjnego. Jeśli ją obserwuję i jestem blisko niej to na ogół zdążę zareagować. Ze smyczy puszczam ją teraz tylko na polanie w lasku- gdzie jest otwarta przestrzeń i mogę kontrolować sytuację. Tam się z nią bawię, biegam, tarzam po ziemi - żeby się wyszalała i zmęczyła. Zima puszczałam ja też w lasku na spacerowych ścieżkach - bo wtedy mniej saren i lisów się wałęsało. Poza tym teraz rano jest sporo spacerowiczów, rowerzystów, biegaczy. Nie każdy zna się na rasach, nie każdy wie że szwajcary to łagodne psy, a widok pędzącego luzem, wielkiego psa może nie tylko zepsuć przyjemny spacer ale i porządnie wystraszyć.
I jeszcze jedna sprawa, o której chce napisać. Mój brat parę tygodni temu potrącił samochodem ON-ka. Pies szedł luzem obok właściciela, po chodniku, przy miejskiej ulicy. Brat jechał dostawczym samochodem, miał ok 2 ton ładunku. Nawet przy 40 km/h nie sposób zatrzymać się w miejscu gdy pies ni z tego ni z owego skacze na ulicę prosto pod koła samochodu. Właściciel psa uciekł zanim brat zdążył zatrzymać auto i wysiąść (i dobrze bo oberwałby po mordzie :evil: ). Pies też się jakoś pozbierał i uciekł zanim brat zdążył ochłonąć. Mam nadzieję, ze wrócił do domu i ze jego durny pan pojechał z nim do weta i udało się psinę uratować. Brat nadal ma "kaca moralnego" bo strasznie mu szkoda psa. Ale miał do wyboru potrącić psa lub się rozbić samochodem na murze.