inne aspekty starości

nie wiedziałam gdzie umieścić, a że zamierzam -Ja -bardzo źle się zachowywać to umieściłam w problemach wychowawczych
w skrócie: od 4 lat mieszkamy na wsi, jest świetnie, cudne okoliczności przyrody, dzika zwierzyna, domowa zwierzyna, świeże powietrze, wspaniałe miejsca do dłuuugich spacerów, spokój, no i 1/2 życia mojego psa w tym miejscu
Poker chodzi na spacery na 8 m Flexi ze względu na jego własne bezpieczeństwo, luzem biega po działce (1000m). Na początku spotykając na spacerach różne psy bez dozoru, one same nie miały ochoty do nas podchodzić i dobrze. Potem mieliśmy dwie draki, że napotkany pies wydostał się z posesji i zaatakował, znienacka, nie pokazując się, od tyłu. Poker się ładnie obronił i napastnik zwiał. Skutki tylko były dla mnie finansowe - raz 130 PLN, drugi raz 350 PLN (szycie) zostawione u weta. Mój pies nie gryzie żeby zagryźć (jak to się pisze ?), tylko przywala cielskiem do ziemi, czasem trzymając za gardło, jak delikwent odpuści i on puszcza wolno. Od tego czasu jak widzę zbliżającego się dużego psa (ogon w górze, łapy sztywne) sama wrzeszczę coby zmykał i swoją postawą daję do zrozumienia, że ja też "będę walczyć". Do tej pory skutkowało, psy z wrogim nastawieniem nas omijały - miały gdzie wiać, wszak teren niczyj, neutralny a one luzem.
Ja nigdy nie potrafiłam "pomóc" Pokerowi w konflikcie. Nie umiem kopnąć psa, nie spryskam go gazem (nawet takowego nie mam, cały zużyłam na sąsiada jak jeszcze psa nie miałam) zawsze mi było żal tych psów, wiedziałam, że ja swojego zaprowadzę do weta, a one będą gdzieś cierpieć bez pomocy.
Ale właśnie mi przeszło
Bo ostatnio coś się zmieniło. Napotkane "niczyje" psy ewidentnie dążą do konfrontacji. Nie zwracają uwagi na mnie, tak krążą wokół nas, że ostatecznie zachodzą nam drogę i atakują mojego psa. Mój weteran jeszcze daje sobie świetnie radę, chociaż po każdym takim konflikcie (ostatnio 3 prawie pod rząd) lądujemy u weta: mięsień nadwyrężony i ropnie od ran na pysiu mojego pieska. Nie sposób nawet obciążyć kosztami leczenia właściciela takiego psa. To mnie skutecznie leczy z sentymentów i użalania się nad psami bez dozoru (bo to nie są bezdomne psy, tylko takie które wychodzą pobiegać, przez dziurę w płocie, nie pilnowane). Nie wiem, czy to skutek wieku mojego psa, czy czują że jest starszy i nie da rady, ale przyznam się, że mało mnie to obchodzi. Chcą konfrontacji, będą ją miały. Właśnie nabyłam gaz pieprzowy, nauczę się kopać i będę dodatkowo chodziła z kijem. Nie pozwolę skrzywdzić mojego psa na smyczy. Psy obudziły we mnie wilczycę.
pytanko do interesujących się behawioryzmem: czy psie staruszki są atakowane? dodam, że z psami które nas zaatakowały Poker nie miał wcześniej konfliktów, czy większy wiek psa odgrywa jakaś rolę we wzajemnych stosunkach obcych sobie psów? no nie wiem jak zapytać wiec wprost: dlaczego te zwierza - mogąc uniknąć spotkania - dążą do konfrontacji? czy to się może pogłębiać?
w skrócie: od 4 lat mieszkamy na wsi, jest świetnie, cudne okoliczności przyrody, dzika zwierzyna, domowa zwierzyna, świeże powietrze, wspaniałe miejsca do dłuuugich spacerów, spokój, no i 1/2 życia mojego psa w tym miejscu
Poker chodzi na spacery na 8 m Flexi ze względu na jego własne bezpieczeństwo, luzem biega po działce (1000m). Na początku spotykając na spacerach różne psy bez dozoru, one same nie miały ochoty do nas podchodzić i dobrze. Potem mieliśmy dwie draki, że napotkany pies wydostał się z posesji i zaatakował, znienacka, nie pokazując się, od tyłu. Poker się ładnie obronił i napastnik zwiał. Skutki tylko były dla mnie finansowe - raz 130 PLN, drugi raz 350 PLN (szycie) zostawione u weta. Mój pies nie gryzie żeby zagryźć (jak to się pisze ?), tylko przywala cielskiem do ziemi, czasem trzymając za gardło, jak delikwent odpuści i on puszcza wolno. Od tego czasu jak widzę zbliżającego się dużego psa (ogon w górze, łapy sztywne) sama wrzeszczę coby zmykał i swoją postawą daję do zrozumienia, że ja też "będę walczyć". Do tej pory skutkowało, psy z wrogim nastawieniem nas omijały - miały gdzie wiać, wszak teren niczyj, neutralny a one luzem.
Ja nigdy nie potrafiłam "pomóc" Pokerowi w konflikcie. Nie umiem kopnąć psa, nie spryskam go gazem (nawet takowego nie mam, cały zużyłam na sąsiada jak jeszcze psa nie miałam) zawsze mi było żal tych psów, wiedziałam, że ja swojego zaprowadzę do weta, a one będą gdzieś cierpieć bez pomocy.
Ale właśnie mi przeszło

Bo ostatnio coś się zmieniło. Napotkane "niczyje" psy ewidentnie dążą do konfrontacji. Nie zwracają uwagi na mnie, tak krążą wokół nas, że ostatecznie zachodzą nam drogę i atakują mojego psa. Mój weteran jeszcze daje sobie świetnie radę, chociaż po każdym takim konflikcie (ostatnio 3 prawie pod rząd) lądujemy u weta: mięsień nadwyrężony i ropnie od ran na pysiu mojego pieska. Nie sposób nawet obciążyć kosztami leczenia właściciela takiego psa. To mnie skutecznie leczy z sentymentów i użalania się nad psami bez dozoru (bo to nie są bezdomne psy, tylko takie które wychodzą pobiegać, przez dziurę w płocie, nie pilnowane). Nie wiem, czy to skutek wieku mojego psa, czy czują że jest starszy i nie da rady, ale przyznam się, że mało mnie to obchodzi. Chcą konfrontacji, będą ją miały. Właśnie nabyłam gaz pieprzowy, nauczę się kopać i będę dodatkowo chodziła z kijem. Nie pozwolę skrzywdzić mojego psa na smyczy. Psy obudziły we mnie wilczycę.

pytanko do interesujących się behawioryzmem: czy psie staruszki są atakowane? dodam, że z psami które nas zaatakowały Poker nie miał wcześniej konfliktów, czy większy wiek psa odgrywa jakaś rolę we wzajemnych stosunkach obcych sobie psów? no nie wiem jak zapytać wiec wprost: dlaczego te zwierza - mogąc uniknąć spotkania - dążą do konfrontacji? czy to się może pogłębiać?