Gryzienie, niszczenie, tornado

Witam! :)
Na początku z góry przeproszę za zakładanie nowego wątku, mimo tego iż znalazłam inne dotyczące paru spraw, które chcę tutaj poruszyć. Nie doszukałam się jednak w nich wszystkich odpowiedzi i troszeczkę też bałam, że mój wpis zostanie pominięty (stare wątki).
Zacznijmy od początku.
Nasz kochany Godrey niedługo skończy 6 miesięcy i najprawdopodobniej wchodzi wiek "głupawek". Zaczął gryźć co popadnie mimo tego, że dookoła ma mnóstwo zabawek. Jego ostatnimi "łupami" są m.in. dębowy stopień w domu, dywany, kable przy bramie wjazdowej, własna buda, izolowana rura z gazem no i standardowo ogródek (który już trudno nazwać ogródkiem, wszystko zostało wyrwane, a z dnia na dzień przybywa podkopów).
Zdaję sobie sprawę, że pies to robi prawdopodobnie z nudów, gdyż wszystkie szkody powstają pod naszą nieobecność (schodek w domu jak jeszcze śpimy a nasz "szkodnik" już się zdąży obudzić, a szkody na podwórku, kiedy jesteśmy z pracy) i trudno go za to winić. Z drugiej strony nam jest trudno go przyłapać i skarcić (udało się tylko w przypadku stopnia w domy i dywanu - od tego czasu są nieruszane, z drugiej strony minęły tylko 2 dni :D) Z mojej strony robię wszystko, co mi przychodzi do głowy:
- rano spacer i zabawa (ze mną albo zaprzyjaźnioną suczką: owczarkiem belgijskim) - około godziny
- pod naszą nieobecnosć: 5-6 godzin Godrey dostaje gryzaki
- po pracy znów spacer, później trening no i wieczorkowe mizianie
I niestety pies nadal ewidentnie ma nadmiar energii. Ja jestem cierpliwa i wiem, że to młode i głupie i (mam nadzieję :D) nie robi niczego na złość. No i po historiach przeczytanych na forum widzę, że nie jest tak źle jak mogłoby być ;D. Jednak mój partner zaczyna dostawać już białej gorączki, kiedy codziennie rano i po pracy odkrywa nowe szkody otrzymane w podarunku od naszego Misia (w chwilach złości nazywanego: "Krową nie psem" :D). Obiecałam więc zasięgnąć porady u osób doświadczonych :)
Czy robimy coś nie tak, za mało? czy macie może pomysły na zminimalizowanie strat? Bo Tomek już się odgraża zbudowaniem kojca (który miałby wymiary 8mx3m), w który by "Krówsko" wsadził, bo innego sposobu nie widzi. Oczywiście jest to mocno przesadzona groźba wypowiedziana w chwilach złości, nie mniej jednak zaczynamy mieć problemy i prosimy o pomoc! :)
Na początku z góry przeproszę za zakładanie nowego wątku, mimo tego iż znalazłam inne dotyczące paru spraw, które chcę tutaj poruszyć. Nie doszukałam się jednak w nich wszystkich odpowiedzi i troszeczkę też bałam, że mój wpis zostanie pominięty (stare wątki).
Zacznijmy od początku.
Nasz kochany Godrey niedługo skończy 6 miesięcy i najprawdopodobniej wchodzi wiek "głupawek". Zaczął gryźć co popadnie mimo tego, że dookoła ma mnóstwo zabawek. Jego ostatnimi "łupami" są m.in. dębowy stopień w domu, dywany, kable przy bramie wjazdowej, własna buda, izolowana rura z gazem no i standardowo ogródek (który już trudno nazwać ogródkiem, wszystko zostało wyrwane, a z dnia na dzień przybywa podkopów).
Zdaję sobie sprawę, że pies to robi prawdopodobnie z nudów, gdyż wszystkie szkody powstają pod naszą nieobecność (schodek w domu jak jeszcze śpimy a nasz "szkodnik" już się zdąży obudzić, a szkody na podwórku, kiedy jesteśmy z pracy) i trudno go za to winić. Z drugiej strony nam jest trudno go przyłapać i skarcić (udało się tylko w przypadku stopnia w domy i dywanu - od tego czasu są nieruszane, z drugiej strony minęły tylko 2 dni :D) Z mojej strony robię wszystko, co mi przychodzi do głowy:
- rano spacer i zabawa (ze mną albo zaprzyjaźnioną suczką: owczarkiem belgijskim) - około godziny
- pod naszą nieobecnosć: 5-6 godzin Godrey dostaje gryzaki
- po pracy znów spacer, później trening no i wieczorkowe mizianie
I niestety pies nadal ewidentnie ma nadmiar energii. Ja jestem cierpliwa i wiem, że to młode i głupie i (mam nadzieję :D) nie robi niczego na złość. No i po historiach przeczytanych na forum widzę, że nie jest tak źle jak mogłoby być ;D. Jednak mój partner zaczyna dostawać już białej gorączki, kiedy codziennie rano i po pracy odkrywa nowe szkody otrzymane w podarunku od naszego Misia (w chwilach złości nazywanego: "Krową nie psem" :D). Obiecałam więc zasięgnąć porady u osób doświadczonych :)
Czy robimy coś nie tak, za mało? czy macie może pomysły na zminimalizowanie strat? Bo Tomek już się odgraża zbudowaniem kojca (który miałby wymiary 8mx3m), w który by "Krówsko" wsadził, bo innego sposobu nie widzi. Oczywiście jest to mocno przesadzona groźba wypowiedziana w chwilach złości, nie mniej jednak zaczynamy mieć problemy i prosimy o pomoc! :)