Proszę państwa szczerze sie przyznam, że gdyby mi Marta napisała te 2 tygodnie temu, ze Tamisiowy brzuszek jest pusty to osobiście - nie wiem co bym sobie zrobiła!
A pewne jest to, że zwątpiłabym już totalnie w hodowle, planowanie, sprowadzanie świeżej krwi i rozszerzanie puli genetycznej naszych rodzimych berneczyków i we wszelkie te pomysły z zagranicznymi kryciami

Dla mnie był to najbardziej wariacki wyjazd całego mojego życia, przypuszczam.
Sroda rano, 20 czerwca 2012, godzina 8.00 rozsiadałam się w dużej sali A wykładowej mojego ukochanego wydziału przygotowując sie na ostatni juz egzamin tej sesji... Nie kłamiąc, przyznam się, że myśli moje błądziły już po zachodniopomorskim województwie

Gdy tylko godzina 10 minęła, wyszłam prędko z sali, wymieniając jeszcze na korytarzu kilka szybkich zdan na temat całego egzaminu ze znajomymi i udałam się czym predzej na stancje po Nugata i spakowaną juz poprzednego dnia walizkę. Niestety Lublin i wszelkie samochody tego miasta sprzymierzyly sie przeciwko mnie... Godzine później, gdy docierałam juz na dworzec PKP, wysiadając przez drzwi autobusu MPKa w oddali ujrzałam pociąg wyjezdzający ze stacji...
Byłam pewna, ze to byl ten do Szczecina - i nie mylilam sie, niestety...
Wiedziałam, że liczyły się każde minuty.
Na szczęscie za okienkiem informacji dworcowej siedziała miła i uprzejma pani, pomagając mi naprędce znaleźć następne połączenie do Szczecina.
Wszystko pięknie się poskładało, mieliśmy tylko 2 przesiadki po drodze, każda na szczescie conajmniej 15-minutowa, wiec i siku udało nam sie załatwiać szybciutko i jakieś drobne zakupy takze.
Towarzysze podróży również trafiali nam sie bardzo mili i sympatyczni, Nugat jak zwykle robił furore w pociągu.
Rozkochiwał w sobie nie tylko małe serduszka dzieci, ale i starsze serca słodkich emerytek, a i zatwardziałe konduktorów !
Na pusty zołądek nie miał co narzekać

Szczecin przywitał nas po 23 lekkim deszczykiem.
Szybkie
buzi buzi z Martą i jej kuzynką, ja do jednego samochodu, Nugat do drugiego.
Mało brakowało a ojcem tego miotu zostałby wybitny i jedyny w swoim rodzaju pies - CZEMPION NUGAT ARES Lisi Kąt!
Pierwszy raz w życiu zostawiałam Nugata samego w "obcych" rękach. Dziwne to było uczucie, a i serce miałam rozdarte. Ale wiedziałam, że bedzie pod najlepszą opieką, w końcu Marty rodzina ma spore doświadczenie w obcowaniu z wiekszymi bernenskimi gagatkami niż mój własny
I tak oto wyruszyłyśmy znad Morza Bałtyckiego w daleką podróż na południe, tuż tuż niedaleko Adriatyku!
Trzy szalone dziewczyny - Marta, Tamit i ja
To tyle ode mnie

Cóż jeszcze mogę dodać...
Coby - bo tak po domowemu zwie się ów przystojny father-to-be, jest PIĘKNY!
Dużo berneńczyków moje oczy widziały, ale takiego zjawiskowego zwierzęcia jeszcze nigdy.
Jest ogromny i mocny, ale! nie przerośnięty.
Proporcjonalny, potężny, ale posiadający pewną grację w ruchach.
Męskie, przystojne rysy sporej psiej głowy na przemian z promienistym uśmiechem pojawiały się na tym uroczym wiecznie rozradowanym pyszczku.
Charakter marzenie!
Wyobraźcie sobie takiego zakochanego do granic możliwości ogromnego psa, który przy drobnej i delikatnej córeczce właścicieli zamieniał się nagle w totalną siłę spokoju. Siadał grzecznie na pupce i słuchał cóż owa księżniczka ma mu do opowiedzenia...
Byłam pod wrażeniem!
Niezmiernie się cieszę, z całej tej naszej wycieczki, choć nie ukrywam, że była męcząca. Ale czego sie nie robi dla pasji!
Tamisia ogromnie się na Węgrzech podobała, Marta osłuchała się samych przyjemnych rzeczy na jej temat
Teraz zostaje nam już tylko trzymac kciuki za owocne i spokojne rozwiązanie , i za cała gromadkę małych CobiTamiątek

[W międzyczasie gdy ja
balowałam na Węgrzech, Nugat zdobył
BOBa, a wystawiany i przygotowywany był przez kuzynkę Marty. Czego chcieć więcej? Byłam przeszczęsliwa

]
Na koniec jeszcze chciałabym podziękować Marcie, za przemiłe towarzystwo i za to, że chce mnie zabierać ze sobą na te swoje szalone wycieczki. Bardzo to dużo dla mnie znaczy
a i wiele wnosi w mój stan wiedzy i wyobrażenia o hodowli i posiadaniu tej pięknej rasy. 