Powodzenia, powodzenia

ale żeby napisać, że
cud-miód-sucz i jakieś małe "
ciumk-ciumk" to już nie łaska

normalnie mega foch
Dzisiaj na sam koniec szkolenia zaplątał mi się Szanowny Małżonek, zaniepokojony i poirytowany, że dzień w dzień znikam na całe wieczory niby psa szkolić

.
Przyplątał się i zapragnął sprawdzić co też my kobitki wydziergałyśmy ciekawego przez ostatnie tygodnie.
Kasia - nasza trenerka - na jego widok z szyderą w głosie powiedziała: "
noooo suka jest już wystarczająco wyszkolona, czas zabrać się na Pana"

Po godzinie musztry Krzysiek zmiękł i rzekł: "
Kurna, musiałem się nieźle pilnować, żeby nie popełnić błędu, bo Granda patrzyła na mnie takim karcącym wzrokiem..."

Myślałam, że padnę, jak Granda robiła
głupią minę kiedy Krzysiek mówiąc "siad" przez przypadek miał wysuniętą do przodu lewą nogę (jak do "waruj")

Granda karciła go samym spojrzeniem. Zuch dziewucha, wie jak wychować sobie Pana
Małż zszedł z posterunku spocony jak mysz kościelna

i o dziwo rzekł: "
Nooo, lepsza jest niż Berta, na "stój zostań" nie drepcze trzech kroków do przodu zanim się zatrzyma"

Bertusiu wybacz, ale rzeczywiście Granda nie próbuje
metodą małych kroczków zmieniać pozycji wyjściowej tylko zastyga jak odlew gipsowy




i nasz mały osobisty rozpraszacz, biegający wokół placu ćwiczebnego jak zabłąkany meteoryt

Maja jest na obozie konnym, stąd nasza banda jakby niepełna nieco.
I jak zwykle jest tak, że ja odwalam czarną robotę i nie ma mnie na żadnej focie, a taki Kris wiedziony ciekawością przyjdzie na sam koniec, a ja głupia strzelam mu modelowe foty

Buuuuuu.... świat jest niesprawiedliwy
