
Zamarłem. Ona pochylia niżej głowę, zmarszczyła się i zawarczała. Bardzo chciałem trzymać fason ale ogon mimowoli zaczął mi opadać.
W oświetlonej izbie panowało jakieś poruszenie. Zauważyłem, że na środek wybiegło kilka szczeniaczków radośnie merdając ogonkami. "Czy to pizzę przywieźli?" wołały popiskując. Wtem gdzieś z boku wyskoczył Stwór i zagarnął szczeniaczki.
Rzuciłem się do przodu i jak pocisk armatni uderzyłem w suczkę z impetem. Ta zupełnie nie-psia strategia zbiła ją na chwilę z tropu. Niestety nie na wiele się to zdało, bo natychmiast poczułem zaciskające się na mym karku kły. To koniec - pomyślałem.
Wtem rozległ się huk i do środka wpadły wyrwane z zawiasów drzwi a razem z nimi kolega niedźwiedź. Z zupełnie nie pasującą do gabarytów szybkością skoczył w stronę suczki i przygniótł ją do ziemi. Natychmiast mnie puściła głucho jęknęła. Kolega miś swoje ważył. Korzystając ze szczęśliwego obrotu sprawy ruszyłem w róg izby, gdzie siedział Stwór, zasłaniający sobą całą gromadę szczeniaczków. "Puść je potworze!" zawołałem. Stwór spojrzał na mnie jakoś tak spode łba. Niewiadomo skąd wyciągnął granat. Prędko wyciągnął zawleczkę, spojrzał znowu spode łba i łyknął granat.
Przerażony odliczałem sekundy, widząc, że zarówno kolega niedźwiedź, jak i wciąż przygnieciona nim suczka wpatrują się w stwora. Wszyscy zbaranieliśmy, myśląc że to już koniec. Jednak czas minął, a brzuch stwora tylko lekko podskoczył, a on sam cichutko beknął. Z pyska i nosa poleciał mu dym.
Kolega niedźwiedź zlazł z suczki i wszyscy troje jakoś tak zbiliśmy się w kącie na przeciwko Stwora. Zerkaliśmy ukradkiem, to na siebie, to na ulatujący dym. Zza stwora wyglądały małe główki szczeniaczków, które przypatrywały nam się zaciekawione.
Niedźwiedź oprzytomniał pierwszy. Poszturchując nas łokciami i spoglądając znacząco na dziurę po drzwiach pomrukiwał znacząco. W lot pojęliśmy jego intencję i bardzo zgodnie daliśmy nura w ciemność.
Po chwili siedzieliśmy pilnie obserwując chatkę. Kolega niedźwiedź nie kryjąc oburzenia pytał "Co to za czort?" patrząc złowrogo na suczkę. "Ki czort?" zdenerwowała się suczka. "To jest Borsuk, durnie!" krzyknęła. "Wkurzyliście Borsuka!" dodała. "To był Borsuk" wyszeptał kolega niedźwieź i zemdlał.
Przez dłuższy czas staralismy się ocucić niedźwiedzia a to kąsając go w łapy, a to tłukąc ogonami po pysku. Nasze próby jednak nic nie dawały. Pozostało nam więc czekać aż sam się zbudzi. W tym czasie sunia powiedziała mi, że ma na imię Tamriko oraz opowidziała mrożące krew w żyłach legendy o krwiożerczym Borsuku porywającym całe stada bydła i pustoszącym okolicę. Słuchając jej opowieści bardzo się cieszyłem, że jako Szwajcarski Pies Pasterski nie muszę się zapuszczać w dzikie ostępy Kaukazu.
Niestety Tamriko wyjaśniła mi, że w zasadzie Borsuk jako taki może występować na terenie całej niemal Europy. Poza tym zauważyła, że właśnie ścigam jednego Borsuka. To sprawiło, że mój umysł zasnuły wyjątkowo czarne chmury. W zasadzie czarno-sine. Przeraziłem się troszkę, gdy rozległ się grzmot. Nie była to jednak sprawka mojej wizualizacji (a szkoda - wymyślił bym sobie kolację...) a jedynie burczenie w brzuchu kolegi niedźwiedzia. "Zgłodniał, to zaraz się zbudzi" powiedziała Tamriko. I rzeczywiście. Miś otworzył oczy.
"A co ty właściwie chcesz od tego Borsuka?" zapytał niedźwiedź czochrając się po zatłuszczonej łepetynie. Opowiedziałem więc obojgu całą historię o zniknięciu szczeniaczków i moich poszukiwaniach. Kiedy skończyłem Tamriko przygladała mi się uważnie. "Więc to ty jesteś tym oszustem, który dał Szalonej Kamieniarce popsutego gnoma?". "Eeee..." mruknąłem zdziwiony "myślałem, że będzie działał" dodałem. "Wcale nie działał" powiedziała suczka "kiedy zaczęła go wyciskać zamiast gazu wypadały z niego kartki papieru zapisane jakimiś grafomańskimi bzdurami". "Dlatego właśnie szukałam Borsuka by ocalił Szaloną Kamieniarkę przed bankructwem" dodała. "Ale Borsuk się zbiesił" zauważył niedźwiedź. "To przez was idioci" warknęła Tamriko "już się prawie dogadałam gdy ten gówniarz wpadł bez pukania w środku nocy!".
"Hmmm..., myślę, że znam sposób by okiełznać Borsuka" powiedział miś. "Co rzucimy mu ciebie na pożarcie?" zapytała z przekąsem Tamriko. "Wolne żarty" odparł miś i aż się zwdrygnął na samą myśl. "Chodzi o to, że kiedyś miałem taką Nianię" mówił miś "która jadła drut kolczasty i sikała napalmem. Potrafiła nawet u kowala wyciągać dłonią podkowy z ognia. Myślę, że ona poradziła by sobie z rozsierdzonym Borsukiem".
Tajemnicza Niania zjawiła się niedługo później. Okazała się być elegancko ubraną panią toczącą przed sobą sporych rozmiarów beczkę. Poszeptała chwilę z niedźwiedziem na uboczu, oddając się przy tym zgubnemu nałogowi palenia tytoniu, po czym wturlała beczkę do chatki.
Zaczynało już świtać kiedy rozległ się głośny gwizd. "Idziemy" powiedział niedźwiedź i popchnął nas w stronę drzwi. Przyznam wam, że troszkę się bałem. Już w drzwiach uderzył nas w nozdrza intensywny zapach wywaru z ziemniaków i żyta. Gdy weszliśmy do środka zauważyliśmy, że tajemnicza Niania siedzi sobie na zydelku i zajada malusiego kiszonego ogóreczka. Obok, w przewróconej pustej beczce chrapał w najlepsze Borsuk. Z ulgą zauważyłem, że Wszystkie szczeniaczki śpią grzecznie za piecem, nakryte ładnie kołderką. Wypaćkana pastą do zębów podłoga wskazywała na to, że przed snem ktoś ładnie wymył im ząbki.
"Jak tam miś" powiedziała Niania "wątroba dalej nawala?". Niedźwiedź wymamrotał coś niewyraźnie i zaczął się nerwowo czochrać. "Chyba musimy pogadać z Borsukiem" powiedział. "Lepiej żebyście mieli kefir" poradziła Niania.
Ciąg dalszy nastąpi. Bo teraz to muszę myć ząbki i iść spać.

PS
Znacie tego gościa na zdjęciach?