Grandzina zbadana, osłuchana, obmacana. Brzuszek miękki niebolesny.
Całkiem ładnie przybrała na wadze choć uważałam, że niewiele jadła.
Jak ważyłam ją w niedzielę (9 tygodni i 2dni) miała 9,200 a wczoraj (czwartek) już 9,900. Pewnie dlatego że do środy przeważnie spała, dopiero wczoraj po południu zaczęły się prawdziwie dzikie harce i spalanie energii.
Temp. mierzona w gabinecie 39*C czyli w normie (przy stresie zawsze troszkę skacze).
Pani doktor uznała, że można ją zaszczepić. I zaszczepiliśmy. Nawet nie pisnęła.
Scisła kwarantanna - 10 dni (zawsze myślałam że 2 tygodnie). Potem może wychodzić w miejsca których jestem pewna. Doktor kazała podczas kwarantanny zabierać ją (na rękach, bez stawiania na ziemi) w różne miejsca poza domem żeby nie tracić cennego okresu socjalizacji szczenięcej. Na razie wygląda na to, że szczeniąta obu gatunków integrują się najlepiej na przysłowiowej
kupie 
Frotkowe prześcieradełko w misie na kokosowym materacyku nie przetrwało długo...


Przy okazji zrobiłam przegląd techniczny kotów wraz z badaniem krwi (ogólne i profil nerkowy oraz wątrobowy). Kosztowało mnie to rozorane pazurami przedramię. Krew robiłam kotom czysto pro'forma i niestety okazało się, że Poldek ma kiepskie wyniki wątrobowe. Zaczynamy kurację. Potwierdza się teza, że badania profilaktyczne są niezbędne.
A swoją droga, musiałam wczoraj wyglądać zabawnie z wierzgającym psem pod pachą, warczącym i prychającym transporterem oraz dwójką dzieciaków, z których Kacper wyfroterował całym sobą podłogę czołgając się od drzwi wejściowych pod stół w gabinecie, a Maja w skupieniu i napięciu śledziła każdy ruch wetki jakby chciała złapać ją na jakimś błędzie
