Ten post nie będzie zawierał zdjęć bliźniaków. Nie będzie więc zgodny z założeniem wątku, ale ... napiszę o fobiach moich psów, z którymi nie wiem jak sobie poradzić. Niby nie są uciążliwie, ale jednak są. Pisałam gdzieś wcześniej, że gdy pojawił się Goran, to Sonia pokonuje swoje lęki. Owszem, trochę ich już pokonała. Trochę dzięki Goranowi, trochę sama z siebie, trochę dzięki oswajaniu przeze mnie i przez Tomka. Przykładem może być wchodzenie na zaciemnione tereny ogrodu, przechodzenie przez wiatrołap nawet bez włączania światła, wsiadanie do samochodu. Poza tym nie reaguje już ucieczką na otwierające się koło niej drzwi tudzież inne domowe odgłosy pojawiające się "znienacka". Niestety kilka jeszcze zostało. Na przykład:
- wieczorem nie wchodzi do mojej sypialni (w której psy maja swoje posłanie
) do czasu aż się położę, bo ... czeka aż się przebiorę do spania - wtedy już nie macham "szmatami" (czyt. ubraniami i innymi ... typu narzuta na łóżko, kołdra itd.)
- w ciągu dnia zmyka z domu gdy wieszam pranie, bo też macha się szmatami
- no i za każdym razem ginie mi z oczu gdy biorę do ręki ... np. ścierkę w kuchni
Być może była przeganiana właśnie jakąś szmatą, jakimś kijoskiem (kijosków już się nie boi, podobnie jak poklepania po pupie).
J ak pisałam - można z tym żyć, nie jest to uciążliwe. Trzeba tylko uważać, aby nie zrobić czegoś niespodziewanie, to wtedy jest szansa, że się nie zabije o ścianę gdy zacznie uciekać bez opamiętania.
Teraz Goran.
Z nim jest trochę inaczej. Nie zauważyłam żadnych fobii czy raczej dziwnych zachowań oprócz jednego. Otóż często (raz na dwa/trzy dni) śpiąc w ciągu dnia, bardzo twardo śpiąc, bez żadnego uprzedzenia (jak to miewają psy, że biegają we śnie, powarkują itd.) zrywa się jakby coś go ugryzło w tylną część ciała. Za pierwszym razem to się najpierw wystraszyłam, ale po fakcie uśmiałam. Zawołałam do siebie, wygłaskałam, przytuliłam, obejrzałam gryzione miejsca. Jednak to się powtarza co raz. A niepokoi mnie to, że zrywając się biegnie energicznie wąchając, gryząc się po udach, po pupie. Nie widzi w ten sposób gdzie biegnie. Raz mało brakowało, a przewróciłby wielkiego figusa, innym razem zatrzymał się na przeciwległej ścianie. Staram się być jak najszybciej blisko niego w tym momencie, ale to nie jest proste bo on wcale tego nie uprzedza. Po prostu się zrywa i ... leci. Nie pomaga wołanie, wyciszanie.
Dla wyjaśnienia - wszelkie możliwe zabezpieczenia przeciw pchłom i kleszczom są zakraplane według kalendarza, dokładnie co 4 tygodnie, psy poza tym są często przeglądane. Nie mam w domu żadnych insektów
Wymyślam? Przesadzam? Możliwe, ale chciałam się z Wami tym podzielić ... ot tak ... po prostu.