Strona 38 z 41

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-15, 22:47
przez Wydra
Jestem w trakcie poczytywania i nawet co,nieco rozumiem ;-) Z dokopaniem to oczywiście żart ;-)

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-17, 01:20
przez Koko
Jeszcze raz, a propos "kursu" fotografii.

Będzie to zalatywać kryptoreklamą, ale nic mnie nie łączy z tym portalem. :roll:
Przejrzałem kilka artykulików i sądzę, że to będzie to, co najlepiej pasuje
do pojęcia "szybki. przyśpieszony kurs fotografii".
http://www.fotografuj.pl/Dzial/Pojecia_fotograficzne

Polecam lekturę, dużo wiedzy w pigułce, wzbogacone o przykłady.
Poruszają chyba wszystkie ważne tematy czyli: złoty podział, plany w fotografii, pierwszy plan, punkt widzenia,
zasada kontrastu, główny motyw (temat), tło i ruch w fotografii, rozmycie tła - bokeh, perspektywa,
kompozycja a głębia ostrości i techniczne pojęcia jak ekspozycja, balans bieli, ostrość a rozmycie itd.

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-17, 07:24
przez Cefreud
dziekuję.

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-17, 08:07
przez Wydra
Dzięki Ci dobry człowieku :-D

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-17, 09:55
przez kerovynn
:-D Też sobie poczytam, dzięki. A z tym zrozumieniem to naprawdę nie jest takie "hop-siup" ;-) kilka lat temu jak mi Grześ sprawił aparat i zaczął tłumaczyć zasady fotografii to zdarzało nam sie nieźle pokłócić :lol: ja patrzyłam na niego jak na przemądrzałego kosmitę nie rozumiejąc terminów "kadrowanie", balans bieli, "dobre światło"... itd, on się złościł, że udaję głupa i nie chce mi się uczyć :-D :-D :-D . Oświecenie nadeszło wraz z praktyką :lol: :lol: :lol: :lol: - co wcale nie oznacza, że potrafię świadomie zrobić dobrą fotkę. Moje dobre fotki to w 99% łut szczęścia+ czysty przypadek :-D :-D :-D .
A wracając do tematu: Koko śliczna :-D :-D . Z zainteresowaniem obejrzałam wakacyjne fotki, gdyż pierwszy raz sami wybraliśmy się z psem na urlopik i mam zamiar - korzystając z doświadczeń innych :-) - kontynuować tę tradycję :-D :-D :-D

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-17, 21:02
przez Koko
Zgodnie z sugestiami szanownych Forumek założyłem w Off topicu nowy wątek pod nazwą

Szybki, internetowy kurs fotografii

gdzie skopiowałem moje dwa ostatnie posty.
Tam też proszę zadawać ewentualne pytania, gdy naprawdę wszystkie źródła wiedzy wszelakiej wyschną... :->

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-17, 21:05
przez Koko
kerovynn napisał(a):Z zainteresowaniem obejrzałam wakacyjne fotki, gdyż pierwszy raz sami wybraliśmy się z psem na urlopik i mam zamiar - korzystając z doświadczeń innych :-) - kontynuować tę tradycję :-D :-D :-D

Nic lepszego nie może nas i psa spotkać, jak wspólne wakacje. :-D

Obrazek

http://www.grudna.pl/koko/wakacje.htm

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-18, 09:22
przez kerovynn
Koko napisał(a):Nic lepszego nie może nas i psa spotkać, jak wspólne wakacje. :-D

No teraz to wiem :-D :-D :-D :-D
Obejrzałam wakacyjną galerię - fajne fotki, fajne wakacje ale zazdrościć Wam nie będę :-D raczej pokażę ją mężowi, niech już teraz psychicznie szykuje się na następne wspólne wakacje :-D :-D :-D :-D :-D

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-18, 12:27
przez Madzia
Ale przepiękny piesio - ta strzałaka ...
aż wstyd mi sie przyznawać ale jestem tak długo na forum i dopiero co tu się znalazłam.
Ale Koko to prawdziwy przystojniak !

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-18, 15:01
przez Kasiulka
Magda - Koko to ONA
Chyba, że masz na mysli właściciela ;-)

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-18, 19:45
przez Agama
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: dobre :lol: :lol: :lol: :lol

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-18, 22:38
przez Koko
Kasiulka napisał(a):...Chyba, że masz na mysli właściciela ;-)

Agama napisał(a): :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: dobre :lol: :lol: :lol:

Coś nie pasi, tej?... 8-) :evil:

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-18, 23:01
przez Agama
Bardzo pasi -uśmiałam się czytając post Kasi,a zdjęcia super szczególnie to w ruchu mistrzostwo świata ;-) ;-) ;-)

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-19, 19:01
przez Kasiulka
Noo ja już oczyma wyobraźni widziałam Krzyśka ze szwajcarską strzałką :mrgreen:

Re: Koko

PostNapisane: 2010-09-20, 09:04
przez kerovynn
Kasiulka napisał(a):Noo ja już oczyma wyobraźni widziałam Krzyśka ze szwajcarską strzałką :mrgreen:


zakasowałby kudłatych rywali ;-) :-D :lol:

Re: Koko

PostNapisane: 2011-10-31, 03:24
przez Koko
Byliśmy na małej imprezce w górkach...

Obrazek

Obrazek

... tam gdzie zwykle.

Obrazek

Obrazek

Re: Koko

PostNapisane: 2011-10-31, 09:44
przez Milla
Ale piękne miejsce <buja_w_oblokach>
a Koko jak zwykle cudna :love:

Re: Koko

PostNapisane: 2011-10-31, 11:57
przez nugatika
przepieknie u was jak zawsze, Koko cudna :-)

pozdrawiamy!

Re: Koko

PostNapisane: 2012-03-28, 06:04
przez Koko
Postanowiłem tutaj skopiować (z małymi modyfikacjami) część postów, jakie znalazły się w dziale
\Szkolenie i wychowanie\Problemy wychowawcze\Berneńczyk i małe dziecko, kłopoty czy harmonia?
który sam założyłem przed urodzeniem naszego dziecka (lipiec 2011).

Niestety, treść tych postów, a właściwie ich przyczyna nie pasują do tego tematu.
Z mojego punktu widzenia ważność sprawy oraz jej niefortunny przebieg uzasadniają zebranie faktów i teorii w tym wątku. Mam na myśli nie tylko tzw wiedzę ogólną, ale pokazanie jak z braku wiadomości (moja wina!) można zabrnąć w ślepą uliczkę i zmarnować czas, który może być ceną życia.

Moderatorowi pozostawiam decyzję co ewentualnie z tym zrobić.


środa, 29 lutego 2012, 04:43

2 tygodnie temu (13. lutego) musiałem wyjechać z domu na raptem 3 dni, zostawiając pozostałych domowników. Po 2 dniach Koko, jako zwierz towarzyski, zaczęła wyglądać mnie, wychodząc co 10 minut przed dom i warując przed bramą. Poza tym była jakby mniej zainteresowana kolacją (co samo w sobie jest niesłychane).
Wiadoma rzecz - tęsknota. (?)
Kiedy wreszcie wróciłem po kolejnych 24 godzinach, Koko szalała z radości - normalka. <tak>

Jednak następnego dnia dalej nie miała wielkiej ochoty na jedzenie... <wow>
Po kolejnej porze posiłku zaczęliśmy się nieco niepokoić, nie tyle groźbą śmierci głodowej, ;-) ale potencjalną chorobą, która mogła być powodem tak nietypowego dla KOKO zachowania. Dla niewtajemniczonych dodam, że Koko zawsze była fanką jedzenia i podjadania, a omijanie miski nie zdarzało jej się do tej pory nigdy poza 3 dniami po porodzie (raczej normalne).

Nieco już zaniepokojony pojechałem do Poznania z Koko do mamy (ulubionej babci Koko), gdzie przeprowadziłem prosty test polegający na obserwacji jej zachowania, postawionej przed faktem istnienia miski z obiadokolacją.
Test wypadł prawidłowo - Koko wciamała babciny posiłek w tempie godnym zdrowego psa. :-)
Przy pożegnaniu dostaliśmy śniadanko "na wynos", które następnego ranka tak samo zniknęło, w oka mgnieniu.
Niestety kolejny, domowy, nasz posiłek - pozostał nietknięty. <mysli>
Koko jadła, ale w znacznie mniejszej ilości i dużo mniej chętnie niż do tej pory. Zostawiała prawie nieruszone porcje, które z mozołem połykała po kawałeczku przez resztę dnia. Chlebek, jeśli w ogóle brała do paszczy, to po chwili nuplania wypluwała i odchodziła, lub kładła się obok niego i leżała.

Pojawiło się pytanie - co jest przyczyną braku apetytu/łaknienia/chęci jedzenia u Koko.

Postawiłem kilka tez, z których pierwsza to oczywiście jakaś choroba. Przeprowadzone badania krwi, moczu, osłuchu, oglądu, temperatury, pulsu itp wyeliminowały wg wetek na tym etapie taką możliwość. Badania i analizy wypadły poprawnie (prawie).

Teza druga - jakiś składnik pogarszający wrażenia smakowe - sama się wyeliminowała przez fakt, że Koko nie tykała obecnie ani naszych potraw (gotowanych), ani suchego, (które czasami z braku laku dostawała i zawsze zjadała), jabłek ani nawet chlebka, czy innych nagródek, które zawsze chętnie przyjmowała. Jedynie mięsko i ciasteczka potrafiły jeszcze przełamać jej opory.

Teza trzecia - psychika.
Za tą teorią przemawiał fakt, że Koko jadła chętnie u babci, (ale je tez u nas jej jedzonko). Bałem się czy nie jest to jakiś protest-song w związku z jednak nieco mniejszym naszym, mimowolnym zaangażowaniem w sprawy Koko (zrozumiałe chyba w sytuacji pojawienia się dziecka). Staramy się w żaden sposób nie okazywać jej braku zainteresowania, nie odsuwamy od dziecka, śpi i żyje z nami jak dawniej, ale każdy przecież widzi, że teraz jest inaczej. Pies też ma oczy i mózg, tylko co sobie myśli?


I teraz padło pytanie do Was.

Czy ktoś ma podobne obserwacje polegające na przeistoczeniu się żarłoka berneńskiego w psa niejadka?
Jakie mogą być tego przyczyny?

A może Koko na wiosnę zaczęła dbać o linię... :->
Oby to było to.



piątek, 2 marca 2012, 10:38

Tu dziękowałem za sugestie, których było kilka.

Sądziłem, że choroby fizyczne raczej są wyeliminowane, a problem leży zapewne w psychice. Koko jadała wszystko bez oporów u mojej mamy, a strasznie marudziła u nas. :-o Mało tego, jej jedzenie ("na wynos") u nas wcinała bez oporów. Oczywiście mięsko w każdej postaci przyswajała wszędzie. :-D
Problemem wtedy było dlaczego nie je tego wszystkiego, za co przed kilkoma tygodniami dałaby się pociąć? :?: :!:

Dlatego pytałem o takie przypadki, czy się bać i jak je "leczyć".



wtorek, 13 marca 2012, 17:08

Właśnie dostałem ostatnie wyniki badań krwi pobranej 6. marca (!).
Specyficzna Lipaza trzustkowa (Specific Pancreatic Lipase) = 87 ug/l - czyli pies ma zdrową trzustkę, a właściwie to tylko nie jest ona w stanie zapalnym.

Wydawało się więc, że pozostaje psychika, albo totalna zmiana gustów smakowych, (mięsko i ciasteczka przyswaja bez oporów), a o gustach się przecież nie dyskutuje.
Postanowiliśmy obserwować i robić eksperymenty.
U babci nadal zjadała bez oporów, u nas jej to już różnie, ale zdarzyło się że zjadła nasze do dna????

Hydro-zagadka.

Dodam w tym miejscu, że w znanej przychodni weterynaryjnej (a właściwie w dwóch) od dłuższego czasu (kilka miesięcy) nie działają wagi do ważenia zwierząt, mimo że są ciągle włączone do prądu i pokazują losowe cyferki. Prawdopodobnie ma to sugerowć widzowi, że "wałaśnie się zepsuła".
W związku z powyższym do tej pory nie miałem okazji (tzn gdzie) zważyć Koko.



piątek, 16 marca 2012, 11:28

Większość objawów (zachowania psa) wskazywała raczej na psychikę, niestety związaną z obecnością dziecka... :-(
Zdarzyło się też, że Koko demonstracyjnie wyszła z kuchni u babci, gdy ta puściła sobie na telewizorku film z naszym dzieckiem...
Robiliśmy wszystko żeby tak się nie stało i zdaje się, ze przesadziliśmy. Takie opinie były coraz częstsze. Wetki "udowadniały" mi to pokazując jak Koko wcina ich karmę z próbek.
Uwierzyłem!
Postanowiliśmy wyjechać na kilka dni, aby stworzyć psu warunki neutralne, a po powrocie skonsultować sytuację z psim psychologiem. Co on powie?


sobota, 24 marca 2012, 20:55

Niestety myliłem się.
Lekarki też.
Koko jest chora i to poważnie.


Po wyjeździe tygodniowym (jedno z zaleceń) w celu odstresowania lub przynajmniej zmiany środowiska psa, podczas którego krzywa ilości zjedzonego pokarmu ciągle spadała, udałem się do kolejnej (jak dotychczas niezawodnej) wetki.
Dlaczego dopiero teraz do niej ?
Trochę jej nie mogłem złapać, (była na nartach), trochę się nie udawało połączyć. Sam nie wiem, po prostu kolejny pech. Poza tym dawałem sobie wmówić problemy psychiczne, które naprawdę wydawały się bardzo prawdopodobne i to mnie uspokajało.

Okazało się jednak, że Koko ma jakiś guz (oby ropień?) w miejscu cięcia macicy (w sierpniu 2011 miała sterylizację). Ma on około 4-5 cm średnicy i zawiera wewnątrz 3 jamy (ciemne na USG). Krew uległa znacznemu pogorszeniu od pierwszych badań (na początku). Po trzech dniach stosowania antybiotyku nie uległa większej poprawie.
Dodatkowo na skórze pojawiły się guzki 5-10 mm w liczbie kilku (może już więcej), które po potarciu ulegają zaczerwienieniu. Jeden, na boku znacznie większy. Została wykonana biopsja guzków w celu zbadania co to jest.
Wynik ma być we wtorek 27. marca.

Pies praktycznie nie je (dzisiaj na siłę 2 ugotowane żółtka, ciut mięska i woda z glukozą). Do tego kroplówka (glukoza-sól) około 500 ml/dobę.
Zachowanie - apatia, senność w okresie spoczynku (większość czasu), prawie normalne zachowanie poza tym tyle, że na mały gwizdek. Dzisiaj na mini spacerze chciała przyciągnąć kilkumetrowy pień sosny (młodej).
Oczywiście nie pozwoliłem. Zadowoliła się 30 cm patyczkiem.
Pies schudł przez ostatnie 5-6 tygodni około 7 kg. No, ale prawie nie jedząc, więc to raczej normalne.


niedziela, 25 marca 2012, 02:06

Barbel napisał(a):... qrde - USG dopiero teraz zrobili? - ja o nim pisałam 29,02....


A ja mówiłem 2 razy do wetek (są tam 3+2, kto zna - to wie), a one, że "to i tak nic nie będzie widać, a skoro krew dobra to po co?"...?
Ręce i nogi opadają.

Dodam, że obecnie guz został wykryty palcami, przed USG. Być może dlatego, że już zdążył urosnąć.
I dać przerzuty na skórę...



Barbel napisał(a): Antybiotyk na co?


Na optymistyczną wersję z ropniem, dopóki ponowne badanie krwi nie pokaże kierunku. Guz był wykryty we wtorek (20.03.), a kontrola krwi w piątek. W sumie 3 dni podawania w zastrzyku, bo paszczą by się nie dało. Niestety ta wersja raczej padła po piątkowej morfologii.
Niestety.



Wtorek, 27 marca 2012.

Są wyniki...
Niestety to nowotwór i przerzuty na skórę.


Zaczynamy walkę o przedłużenie życia KOKO, aby mogła jeszcze choć raz wesoło pobiegać po łące, przynieść patyk i pomachać ogonkiem. Może będzie jeszcze nam dane wyjść razem na beztroski spacer...?

Koko żyje na kroplówkach, dostaje na razie różne środki osłabiające nowotwory i czekamy na reakcję organizmu oraz powrót chęci jedzenia, bo w tej chwili KOKO nic nie je! Pije wodę na szczęście. Waga spadła z normalnych około 45 kg na 38,3 dzisiaj. Jest słaba i bez większej ochoty na aktywność. Jeśli wychodzi na siku to blisko i z opuszczonym ogonem (nosiła wysoko). Większość czasu leży pod stołem i tępo patrzy na nas...



Podsumowanie sytuacji.



Teorie Spiskowe

Ponieważ od tygodnia nie robię nic innego tylko walę głową w ścianę i szukam winnych, w oparciu o wiedzę różnorakiego pochodzenia powstały trzy teorie przybliżające prawdopodobny przebieg wykluwania się choroby.
Wstępnie założyłem, że prawdziwa jest teoria ogólna mówiąca o tym, że każdy nosi w swoim organizmie wiele komórek rakowych, a tylko w sprzyjających okolicznościach wykluwa się z nich raczysko.



Teoria 1.

Bardzo duża więź emocjonalna jaka niewątpliwie istniała i nadal istnieje pomiędzy Koko i nami, a zwłaszcza moją osobą, spowodowała, że pojawienie się nowego członka stadka zakłóciło harmonię emocji u Koko i nawet podświadomie wprawiło ją w jakiś stres, który stopniowo osłabiał jej odporność.
Na to tylko czekały owe paskudne komórki.
Jest to wersja najbardziej "romantyczna" i jedyna, która nieco studzi moje emocje w relacji do owych "mądrych inaczej" wetek. Tylko w tej wersji można mówić bowiem o jakiejś psychice, której się uczepiły.


Teoria 2.

Koko miała zaprogramowany genetycznie nowotwór macicy, który przez cały czas jej życia próbował coś zdziałać, ale owe próby spełzały na niczym. Każdorazowe komplikacje pocieczkowe sprawnie załatwiała homeopatia, na którą Koko jest podatna.
Niestety, wielokrotnie ponawiane namowy owych wetek, doprowadziły w końcu do podjęcia przez nas decyzji o sterylizacji (sierpień 2011). Miała wyeliminować ryzyko nowotworu macicy. Optymistyczne.
Niestety, jak mówi ludowe porzekadło "rak nie lubi noża" więc po odcięciu swego ulubionego organu postanowił pokazać na co go stać. Guz wewnętrzny (średnica około 5 cm) jest umiejscowiony dokładnie w miejscu odciętego trzonu macicy. Dalej już poszło szybko przerzutami na skórę.
Za tą wersją przemawiają też fakty, iż w materiale z guzków wykryto komórki przerzutowe oraz genetyczne obciążenie miotu. Gaston DD - rak, siostra Koko - Eureka, tak samo. O innym rodzeństwie nie wiem.

Jeszcze wariacja tej wersji - "krótkie, kosmetyczne cięcie" jakim chełpiono się w lecznicy może było powodem trudniejszego manipulowania przy cięciu i szyciu trzonu, co zaowocowało guzem.
Może...


Teoria 3.

Teoria trzecia jest rozwinięciem drugiej.
Otóż, na skórze Koko od dawna były 2 guzki, które wielokrotnie pokazywałem i zawsze wmawiano mi, że to kaszaki, tłuszczaki, albo inne, niewinne guzki mieszka włosowego. Oczywiście proponowano usunięcie.
Ponieważ nie chciałem niepotrzebnej narkozy - nie decydowałem się na to. Jednak przy okazji sterylizacji postanowiłem wrócić do tematu.
Guzki usunięto, oczywiście bez żadnych badań histopatologicznych wyciętego materiału!

Już po 2 miesiącach pojawiły się nowe "kaszaki"!

Moja teoria jest taka, że przynajmniej jeden z nich był guzkiem nowotworowym i jego niewłaściwe wycięcie spowodowało rozwój przerzutu, który umiejscowił się w najbardziej ulubionym miejscu czyli na uciętym trzonie macicy. Dalej poszło przerzutami na skórę, ale to już wiemy.
Trudno mi to udowodnić, ale pamiętam jak je obmacywałem podczas miziania Koko i jakoś wydają się znajome.

No cóż, najważniejsze że klient zdecydował się na operację i dał kasę...



Znalazłem w sieci takie coś
http://e-bernenczyki.pl/index.php?page=mastocytoma
Szkoda, że dopiero teraz...

Niestety najbardziej winię samego siebie, że nie miałem tej wiedzy co dzisiaj rok wcześniej, albo jeszcze wcześniej. Wtedy mielibyśmy znacznie większe szanse.




Wnioski


Po pierwsze - czytajcie i dokształcajcie się w rozpoznawaniu objawów różnych ciężkich chorób. Nas to już niestety nie dotyczy, ale wielu z Was taka wiedza może się przydać. To nic nie zaszkodzi jeśli kilka razy zrobicie z siebie błazna "panikując" przed wetem.
Znacznie gorzej będzie, gdy to wet ten jeden raz zrobi z siebie błazna.


Po drugie - nigdy nie ufajcie jednemu lekarzowi, zwłaszcza z gabinetów o dużym ruchu.
Są bardzo omylni i niestety bezkarni.

Zawsze stosowałem tę zasadę, ale tym razem za późno. <beczy>

Re: Koko

PostNapisane: 2012-03-28, 07:44
przez Vel_Pan_Rekin
No dobrze, ale takie rozważania w tej chwili są najmniej istotne - nie ma linii berneńczyków wolnej od nowotworu, a jak pokazują badania, ok. 40% ma "szansę" odejść na nowotwór..
Najważniejsze teraz jest pomóc Koko. W związku z tym pytania - jaki rodzaj nowotworu wyszedł w biopsji? (od tego powinien być uzależniony dalszy tok leczenia) Czy jesteście pod opieką dobrego weta-onkologa? Czy wykonaliście rtg klatki piersiowej w celu wykluczenia przerzutów? Co z ewentualnym usunięciem operacyjnym guza na macicy?