Niestety nie zdążyłam wstawić tegorocznych zdjęć. Collin odszedł od nas nagle w ubiegły piątek 15 czerwca. W marcu skończył 7 lat. Żył sobie szczęśliwie i radośnie. Był przebadany w kwietniu, końcem maja- miał tylko podwyższony mocznik, ale żył sobie na karmie weterynaryjnej przeznaczonej dla niego. Przed 5.00 rano złapał go wielki atak bólu, jakby jelit (miewał wczesniej w maju, takie 2 łagodne, ale po pyralginie przeszły po konsultacji z lekarzem). Niestety jedyny lekarz, który odebrał telefon "zgodził, się go przyjąć o godz. 7.00 (mieszka gdzie indziej niz jego gabinet), Collin nawet wskoczył do swojego ukochanego, spacerowego bagaznika, niestety nie dożył spotkania z weterynarzem, odszedł od nas przed godz. 7.00, czekając w samochodzie przed drzwiami przychodni...to strasznie przykre...
albo pękł mu wrzód, albo jelito..nikt nie wie...Był sprawny i wesoły do końca, ok. 20.00 w czwartek był jeszcze na spacerze po lesie z panem... trudno mi to zrozumieć...
Obrazek został zmniejszony.fotka z 5 czerwca