Pies był ponoć po zaginięciu ogłaszany w lokalnej prasie i (chyba) lokalnym radio. Ale bez odzewu.
Kolejny raz okazało się, że internet to jednak potęga - córka sąsiadów właścicieli wyhaczyła udostępnianą na FB informację o tym psie. Rozpoznała psa po fotce ze schronu. Przynajmniej tak zrozumiałam z rozmowy z panią wolontariuszką, która też ogłosiła chłopaka na fb.
Oni mają mocną aktualizację na bieżąco, gdyż w sumie posiadają niewiele, bo około 60 pensjonariuszy. Przy takiej niewielkiej ilości są w stanie szybko ogarnąć wpisy o nowoprzyjętych psach. I chwała im za to.
Ale czipa powinni byli sprawdzić od razu... Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło
