Barbapapa napisał(a):Ale za jedno dziękuję, dzięki twojej postawie, na pewno wiem że nikomu, kto znajdzie psa i będzie chciał znaleść miejsce dla znajdy poprzez Forum nie będę umiała zaufać i pomóc.
Po czorta w ogóle pisałaś o tej suni na Forum, skoro nie interesowało cię skuteczne zainteresowanie forumowiczów?
Dlaczego właśnie tego psa odebrała Fundacja, który miał od razu szanse na ostateczny dom, a nie odbiera ze schroniska psa, który ( z tego co udało mi się przeczytać) nie ma szans na domek ostateczny- nie rozumiem.
I nadal mam problem, nie wiem jak to sensownie opowiedzieć, wyjaśnić ludziom, że zamiast kontaktu do mnie (gdzie mój telefon i sms był zignorowany), został od razu wykonany telefon do Fundacji.

Jolu,
fundacja została poinformowana o tym, ze znalazlam psa przez ich forum, w piatek rano, dokladnie o 9.05 dodałam posta (
http://www.pasterzeforum.pl/index.php?topic=1011.0 )
o 9.33 Ty napisalaś na forum szwajcarów, ze prawdopodobnie masz dla niej dom, i ta wiadomosc niezmiernie mnie ucieszyła.
nugatika napisał(a):Jejku!
Dzięki Jolu za tak szybką reakcje, bardzo martwiliśmy się co z nią będzie.
Wieczorem dopiero ją zobaczę i bedą mogła napisać coś więcej.
Nawet nie wiesz jaka to ulga...

W piatek wieczorem zadzwoniła do mnie Beata z fundacji, ze jest gotowa przyjechac po sunie juz w sobote i czy sie na to zgadzam. Powiedzialam jej, że nie mogę podjąć decyzji dopoki nie zobacze suni, nie skontaktuje sie z osobą u której przebywa i sama nie ocenie jej stanu. I że skontaktuje się z nią w sobotę rano. W miedzyczasie pojawiło się mnóstwo chetnych na sunie w naszej okolicy, byly to osoby ktorych nie znam osobiscie.
Nie udało mi się dotrzeć do suni jeszcze w piatek, dopiero w sobote rano ją zobaczyłam. Nie ukrywam, że kierowały mną emocje. Jej stan był okropny. Pierwszy raz widziałam tak wycieńczonego psa. Byłam w szoku jak można tak bestialsko potraktować zwierze.
Historia suni (w dużym skrócie)
Od okolo 2 tygodni pewna pani z wsi Żarnowa słyszala w okolicy swojego domu wycie psa/wilka. Nie wiedziała co to za zwierze - mamy to szczescie, że w naszych okolicznych lasach wilki też biegają. Po tygodniu poszła do lasu i znalazła sunie - Norę - w ogrodzonym terenie. Do którego nie było otwartego wejścia. Wszystko wskazuje na to, że ktoś umieścił ją tam celowo. Bez dostępu do jedzenia. Bez możliwosci wyjścia stamtąd.
Pani ta donosiła jej jedzenie i dała znać znajomym, że znalazła takie i takie zwierze w lesie.
Z racji, że prawie wszyscy w naszej okolicy sie znamy +/-, ludzie wiedzą kto z nas posiada bernenczyki. W ten sposób o Norze, został poinformowany mój kuzyn. Który zaraz po nią pojechal i wziął do siebie. W czwartek zadzwonil do mnie do Lublina, ze jest własnie u niego ta sunia.
O czym ja bezzwłocznie napisałam na forum, by
1. poinformowac Was Forumowicze i Nieforumowicze ( bo wiem, ze 'zwykli' własciciele szwajcarów takze tu zaglądaj), ze znalezlismy taką sunie a ktoś może wiedział, że komuś zaginął pies. Nie znałam jeszcze wtedy całej historii Nory. Wiedziałam tyle ile napisałam w 1. poście.
2. znaleźć jej jak najszybciej odpowiedni, nowy dom
Jolu, Twój telefon i sms nie był zignorowany. Dzwoniłaś w sobote, w nocy, po 22. Nie ukrywam, że spałam, a telefonu nie miałam przy sobie. Napisałam do Ciebie dopiero w niedzielne popołudnie, z powodów osobistych/rodzinnych nie zrobiłam tego wcześniej. TERAZ WIEM, ŻE POWINNAM BEZZWŁOCZNIE DO CIEBIE ODDZWONIĆ.
Czuję się w obowiązku wytłumaczyć Wam, dlaczego podjełam taką decyzje.
Wieczorny piątkowy telefon od Beaty[z fundacji] utwierdził mnie w przekonaniu, że jeśli trafi do nich Nora bedzie miała zapewnioną jak najlepszą opiekę i rekonwalescencje.
Po spotkaniu suni w sobotni poranek i po spedzeniu z nią prawie całego dnia, wiedziałam, że jej stan jest ciężki. Zachowywała się w porządku, ale stan fizyczny pozostawiał tak wiele do zyczenia... Do konca zycia bede miala przed oczami jej wystajacy kregosłup i zebra, zgrubienia po ugryzieniach kleszczy na ciele, i pustą przestrzeń w miejscu, w którym kazdy normalny pies ma zaokrąglony brzuch.
Osobiście, jeśli tylko moje aktualne warunki zyciowe by mi na to pozwalały, zostawiłabym sunie u siebie w domu, dopoki nie miałabym 100 % pewności, że
jest zdrowa, ma odpowiednią wagę, jest wysterylizowana i na 100 % nie ma szczeniaków w brzuszku i dopiero wtedy przekazała do adopcji, do nowego domu, nowym włascicielom. Nie zwaliłabym tych wszystkich spraw na kogoś nowego, kogo nie znam.
Jeśli coś zależy ode mnie, chce dopilnować tego osobiście, bezpośrednio, dopiąć na ostatni guzik. A sprawa tej suni, nie byla dla mnie kwestią pozbycia się problemu. Bo mogliśmy to zrobić juz w piatkowy wieczór, jak okazalo się, ze nagle wiele osob z naszej okolicy chcialoby miec 'takiego ladnego psa za ogrodzeniem, za darmo(!)'. I wszystko odbyło by sie bez organizacji transportu z Warszawy (330 km w jedną strone).
Dlaczego ja nie mogłam jej zatrzymać (bo wydaje mi się, że to też jest niezrozumiała kwestia). Studiuje w Lublinie i mieszkam na stancji. Do domu, do Strzyżowa wracam od czasu do czasu na łikendach, podróżując busem/autobusem/pociągiem. Nugat czasem zostaje w domu z mamą, czasem jeździ razem ze mną i mieszka w Lublinie. Ale dla niego taki tryb zycia nie jest zadnym problemem. Nie miałabym jak mieć suni cały czas przy sobie, by móc ją monitorować, i pilnować by doszła do siebie w jak najlepszych warunkach. Nie mogłam też zostać z nią w domu dłużej, z racji zaliczeń które mam w tym tygodniu.
W sobotę o 11 skontaktowałam się z Beatą, czy jej propozycja przyjechania po nią do Strzyżowa i przekazanie Nory fundacji jest aktualna. Potwierdziła to i za nie wiele ponad 6 godzin była na miejscu.
Teraz juz wiem, ze w tym samym momencie powinnam zadzwonić do Joli, by ją o tym poinformować. Nie mialam wtedy, Jola, Twojego nr telefonu, bo zmieniłam komórke i część nr została usunięta. Dlatego też napisałam na forum, że sunia zostanie odebrana w sobote przez fundacje.