Przepraszam, że nie pisałam, ale przez cały wczorajszy dzien nie miałam dostępu do komputera.
Ale teraz po kolei...
Nie znalazłam tatuaży, ale za dużo było podobieństw żeby zignorować potencjalnych właścicieli.
Wczoraj rano szef skontaktował się z tym Panem (chciał go najpierw przeprosić za kłastwo). Pan najpierw zaatakował p. Tomka bo zrozumiał, że nie chcę oddaćv psa ale po wyjaśnieniu że chcę tylko upewnić się, że to ten sam pies uspokoił się. Ze mną rozmawiał już przyjaźnie i był wyraźnie ucieszony. Gadaliśmy długo i po tej rozmowie byłam na 90% pewna, że to ten sam pies. Facet zrobił na mnie dośc miłe wrażenie (technik wet i inż zootechnki) i gadał z sensem. Umówiliśmy się na godz.21, że przyjade do niego z psem żeby zobaczyć jak zareaguje na nich i na teren (co by sie upewnić na 100%). 10 min po rozmowie dostałam od niego sms-a "żona popłakała się z radości!". Jeszcze 5 min przed moim wyjściem z pracy facet wpadł pogadać, był bardzo przejęty. Wieczorem spakowałam z chłopakiem psa, żarcie na miesiąc i przysmaki i pojechaliśmy...
Dulcia (vel Szaga) weszła na ogród i odrazu skierowała się... do michy

Przywitała się z państwem, chociaż bez nadmiernego entuzjazmu (chociaz sam fakt, że podeszła żeby ją wymiziali świadczy o tym, że ich zna bo nieznajomych ignoruje i nie pozwala się pogłaskać). Ogólnie wiedziała, co gdzie jest, gdzie jej wolno wchodzić, a gdzie nie wolno. Bardziej przylgnęła do żony niż do tego faceta, a żona za to była baaardzo szczęśliwy. W tym momencie już wiedziałam, że to napewno ich pies, ale gdybym ja zawołala że jedziemy do domu to poleciała by za mną (chociaz dla jej dobra nie próbowałam tego robić). Siedzieliśmy u nich do 24,gadaliśmy o Dulci, ogladaliśmy zdjęcia Dulci i śmialiśmy się z wyczynów Dulci... szał ciał. Dula po godzinie zaczęła łazić za swoją Panią (tak jak wczesniej za mną, krok w krok). Przed 24 stwierdziliśmy,że czas się zbierać. Dulcie Pani zabrała do pokoju obok, miziała ją i pieściła a my po cichu wymkneliśmy się do samochodu. Wsiadłam i... poryczałam sie jak bóbr. W tym momencie tez płaczę...nie mogę nawet za bardzo o tym myśleć bo ryczę. Moje serduszko odnazło swoich państwa, a mi został pusty dom. Dzisiaj rano jak otworzyłam drzwi od sypialni podświadomie myślałam, że usłysze stukot pazurków i pisk radości (tak mnie zawsze z rana witała).
Zostalismy przez właścicieli zaproszeni na grilla (kiedy tylko chcemy). Postanowienie jest takie, że pojedziemy za 2-3 tyg jak już Dulcia przywyknie i zobaczymy jak się miewa. W tajemnicy wam powiem (tylko cicho sza!), że jeżeli uznamy, że pies jednak woli nas i nie ma dobrej opieki to w ciągu dnia nikogo na posesji nie ma,a brama jest zamknięta tylko na przezuconą kłódkę...co za problem żeby pies znowu zginął (oczywiście to są marzenia ściętej głowy bo napewno będzie miała dobrze, a ja nie wiem czy umiała bym sie do tego posunąć).
Nie potrafię wyrazić słowami mojego żalu i smutku, mam tylko nadzieję, że podjęłam właściwą decyzję...wielką nadzieję.