przez Grando » 2010-01-26, 21:49
Jeszcze w piatek robilam przyjecie urodzinowe. Grando byl dusza towarzystwa.
W sobote pojechalismy pobrykac do lasu. Biegal, bawil sie i cieszyl.
Potem troche tylko posmutnial wiec prosto ze spacerku pojechalismy do weta. I sie zaczelo.
Tak nagle, bez ostrzezenia. W niedziele byla pierwsza nieudana operacja. Potem druga. Dzis nad ranem od nas odszedl.
Pamietam, ze w wigilie zginal pies mojej kolezanki. Uciekal, przestraszony fajerwerkami i potracil go pociag. Myslalam sobie wtedy, ze nie przezylabym, gdyby Grandziowi sie cos stalo, odganialam od siebie te mysli i wyobrazalam sobie jak bedzie zaprzyjaznial sie z moimi przyszlymi dziecmi.
Nie potrafie sobie tego wytlumaczyc. Nie potrafie zaakceptowac.
Piszecie, ze po wielu latach bol wciaz jest silny. I ze rocznice bola najbardziej. Rocznica tej felernej operacji wypada w moje urodziny. Najgorsze 20 urodziny:(
Grando [*]