dzięki kochani.
Było kiepsko ale już jest trochę lepiej. Wczoraj i dziś siedzieliśmy w lecznicy - nawadniając biedactwo i podająć leki.
Od soboty nic nie jadła - miała straszną biegunkę i wymioty. Nawet nie było jak podać leków (tych osłaniających i tych na te dolegliwości). Jak już cudem jej wcisnęłam w paszczę to zaraz jakimś cudem znajdowałam je na podłodze. A jej smutne oczy nie dawały mi spać. Odwadniała się i była bardzo słaba.
Wiem, że takie skutki uboczne są normą ale aż takiego kryzysu to nie było. Dlatego strasznie nie mogłam się ogarnąć.
Na dodatek dziś przed lecznicą jakiś dureń (celowo) najechał na mojego biednego Dżeta!!!

Całe szczęście nic się nie stało. Generalnie było ostro. Myślałam, że mój Paweł tego gościa wyciągnie przez przednią szybę. ehhhh
Teraz jest lepiej, nawet pobawiła się piłeczką i poszczekała z balkonu. Zjadła :) (oby nie oddała) Jakie to drobiazgi człowieka cieszą - niesamowite.
Jestem dobrej myśli :)