Wracamy właśnie od weta. Dracuś już ma uraz i nie za bardzo chciał wejść. Musieliśmy go przekonywać. Był mój zaufany wet, więc poszło miło i nie miło. Niestety włożył rękawiczkę i wsadził Dracusiowi palce, wiecie gdzie. Płakał biedaczysko zagubiony jaką znowu mu krzywdę robimy. Ja płaczę razem z nim, choć przytulam uspokajam i mówię, do niego czule "grzeczny pies". Lekarz niestety nie wyczuł prostaty, i znowu stres poszedł na marne. Na USG musimy się umówić za kilka dni, bo niestety to badanie robi inny lekarz. Podejrzewa, że choć pies jeszcze młody, ale może mieć cysty, albo zapalenie prostaty - chyba tak, jeżeli dobrze zrozumiałam. Jestem załamana, bo narażam Draco na niesamowity stres, a tak bardzo chcę mu pomóc. Powiedział, że musimy dojść do przyczyny, bo tak na chybił trafił leczenie nic nie da. Ja tylko nie zrozumiałam, czy to badanie, będzie od środka, czy przez brzuch? Już byłam tak roztrzęsiona, że nie dopytałam. Prawdopodobnie Dracuś dostanie "głupiego Jasia", żeby był spokojniejszy. I tak mam obawy jak to będzie wyglądać. Płakać mi się chce, przecież on ma dopiero 3 lata.
