Aniu, mała ilość krwi już oznacza, że coś jest nie tak, dlatego tego nie zostawiłam bez diagnozy. Faktycznie, droga była bardzo męcząca, szczególnie dla psa. Zwykle Dracuś się nie bał lecznicy, lekarzy, a teraz ma już takie lęki, że trzeba go wciągać do gabinetu.
A jeśli chodzi o samo usg, to nie jest tak strasznie. Chociaż po moich pertraktacjach z lekarzem, już wyszscy mnie znają i pamiętają

Nie chcieliśmy głupiego jasia, choc nam "groził". Postanowilismy wciągnąć psa na kozetkę na siłę, uspokajalismy głaskaniem i słowem. Myslę, że dobrze, bo po środku byłby potem ogłupiały, a chciałam mu zaoszczędzić zastrzyku, i tego stanu ogłupienia potem. Leżał grzecznie przytrzymywany przez nas, ale się nie wyrywał, tylko ze strachu drżał. Lekarz popsikał czymś i chciał ogolić brzucho. Licytyowałam się z nim, że nie trzeba, że czytałam, że przez włoski też widać (tutaj Ewa od Dżosza mnie uprzedziła). Lekarz sprawdził najpierw przez włoski, ale stwierdził, że troszeczkę trzeba. Zrobił dosłownie dwa ruchy żyletką, aby usunąć długie wsłoski z brzuszka. Prosiłam, żeby uważał na suteczki, bo jak wiadomo facet nie zadbałby o to, przynajmniej tak mi się wydaje.

Sprawdził pęcherz, nerki, no i prostatę. Pies zszedł z kozetki, dostał smakołyk i zadowolony o własnych siłach wyszedł z gabinetu.
Teraz jest już dobrze, choć za jakiś czas musimy sprawdzić te torbiele na prostacie. Powinny się wchłonąć, aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo. Pisz jakie masz jeszcze pytania. Ja otrzymałam tu dużo wsparcia. Ja również spróbuję ci opisać naszą sytuację, może pomogę.