marieanne napisał(a): Podbiegła do nas dziewczynka (na oko 8-9 lat, moze 10 nawet) i z rękami do młodej
8-9 lat to już rozumne dziecko (mam córkę ośmiolatkę) no ale skoro nikt panny tego nie nauczył, to ona po prostu mogła
nie rozumieć, że pies też może się bać (
Pies ucieka - pewnie chce się bawić w ganianego). Dla nas oczywiste, ale dla ogromnej masy ludzi nie.
marieanne napisał(a):tłumaczyłam nie tylko dzieciom - rodzicom też!

nic nie dotarło...
Obawiam się, że tu jest pies pogrzebany, dlaczego akcja edukacyjna nie odniosła spodziewanego skutku:
marieanne napisał(a): Pewnie macie więcej cierpliwości ode mnie

(na domiar zlego- nie lubię dzieci )
Skoro nie darzysz sympatią małolatów nie ma szans na porozumienie, a tym bardziej dobrą komunikację z ich rodzicami. Przecież niechęć bardzo łatwo się wyczuwa. Po prostu zostaniesz uznana za histeryczkę i dziwaczkę, a chyba nie o to Ci chodzi
A rodzice... nie dziw się... wielu z nich nie mając na codzień kontaktu z psami, ale też nie mając lęku przed nimi, nie ma pojęcia jak ustawić relacje swoich dzieci z obcymi psami lub uważają, że to nie ich problem tylko właścicieli psów. W większości owych rodziców można podzielić na dwie grupy: a) histerycy, rzucający się w obronie własnego dziecka nawet gdy pies tylko chce powąchać lub przechodzi w zasięgu wzroku i grupa druga: b) bezmyślni prowokatorzy, którzy popisowo podepchnęli by własne dziecię pod nos obcego amstaffa żeby tylko pokazać jacy są tolerancyjni i prozwierzęcy. A gdyby cokolwiek poszło nie po ich myśli wina oczywiście leży po stronie psa i jego właściciela. Dzieci tych drugich wyrastają właśnie na takie nachalne bąki bez wyobraźni i empatii.
Granda wprawdzie nigdy nie miała lęku przed obcymi, ale bywały czasem takie sytuacje, że gdybym nie lubiła dzieci to pewnie nosiłabym się z zamiarem urwania delikwentowi głowy przy samej d...e

Jednak odstawiłam emocje na bok i postawiłam sobie za punkt honoru "wyprostować" szczeniaka sąsiadów. Taki mały przemądrzały szczawik, który wieszał się na Grandzie nawet jak robiła kupę

Krew mnie zalewała, ale... potraktowałam go w jego pojęciu po partnersku i bardzo poważnie (co nie znaczy, że bez dawki humoru) z nim rozmawiałam za każdym razem jak się zbliżał i miał niecne zamiary wobec Grandy. On leci do Grandy, a ja
"a wiesz, że pies/psa/psu ... cośtam" i po pewnym czasie wpadliśmy w swoisty rytuał, że najpierw on podchodził do mnie i prosił żebym poopowiadała mu różne dziwne rzeczy o psach, a dopiero potem szturmował Grandę (już nie z zaskoczenia tylko w sposób przewidywalny i kontrolowany

) Te dziwne rzeczy które okazały się tak chwytliwym tematem, dla normalnego człowieka to dziwactwa i obrzydlistwa - np jak wyciągałam pożartą reklamówkę z psa z drugiej strony - opowieść ze szczegołami
(w tym wypadku chodziło o Bertę nie Grandę) - ale na gnojka podziałały lepiej niż ochrzan żeby nie wieszał się z rozpędu na moim psie. A Granda... Granda go lubi
Na nachalne dzieciaki w towarzystwie nachalnych rodziców mam sposób - mówię, że pies jest świeżo spryskany środkiem przeciwko kleszczom i że to środek baaardzo toksyczny

Łapki same się cofają i familia odchodzi szukając innej rozrywki niż miętolenie mojego psa.
Problem nie do przeskoczenia mam z dziewczynkami w wieku około 11-13 lat, które znają dobrze Grandę i wiedzą, że zna pewne komendy i osaczają biedną psinę wykrzykując nad nią jedna przez drugą
"siad, piątka, łapa, waruj, cześć, turlaj, stój, ect" po trzeciej-czwartej minucie psica głupieje, tłumaczenie,żeby robiły to po kolei spełzło na niczym, one są tak nadpobudliwe i rozświergolone na widok Grandy, że żadne tłumaczenia nie pomagają, więc ja po prostu zabieram sucz i odchodzę. Na kilka dziewczynek podziałało i zrozumiały, żeby nie robić zamętu, bo pies nie może się skupić, ale mam taką jedną niereformowalną zeszłoroczną "komunistkę" którą bez skrupułów bym udusiła

i kompletnie nie wiem jak do niej dotrzeć

Ona ma chyba wszczepiony sonar, bo wszędzie nas wyniucha i dręczy. Taki typ na stałe podłączony do MP3ki więc spokój to chyba dla niej pojęcie nieznane

Ubić padalca nie mogę, bo to córka najbliższych sąsiadów
A tak naprawdę to... bardzo lubię jak Grandzior socjalizuje się na wszelakie sposoby

i z różnymi obcymi osobami (choć tak jak Justynka powyżej mam problem z okolicznymi pijaczkami i kloszardami, którzy uwielbiają Grandę, a ona ich - chyba ze względu na... intensywny zapach

) I chyba dzięki temu, że to lubię i zawsze lubiłam mam już kolejnego berna, który kocha wszystkich ludzi
(co też nie zawsze jest dobre
... ale co tam... jakoś ujdzie... wolę to niż wystraszonego miśka chowającego się przed obcymi za nogami właściciela
)