Do napisania tego postu skłoniła mnie "przygoda", która miała miejsce w poniedziałek... Biszkopt zjadł muchomora.... Drżą mi ręce gdy to piszę. W skrócie: po powrocie do domu telefon do weta. Kazał przyjechać, chcociaż był popracy. Biszkopt nie zwymiotował tego dziadostwa. Dostał coś na wymioty. I nic. Skończyło siępłukaniem żołądka. Treść żołądkowa nie chciała za bardzo wypłynąć. Wet dmuchał w usmarowaną żołądkowym świństwem rurę. W tym momencie się odwróciłam bopatrzeć nie mogłam (mam uraz do sond i rurek). Jednak zerkałam od czasu do czasu i coś tam się pojawiało w zbiorniku. Potem kroplówka, leki podawane przez wenflon, m.in osłonowe na wątrobę. Biszkopt wyglądał jak nie-Biszkopt...... To było straszne!!! Byliśmy u weta chyba ponad 2 godziny.
Wróciliśmy do domu. Piesio zaczął reagować. Nie wiedziałam, że przed nami chyba cztry godziny piszczenia, dyszenia i wielkiego cierpienia. Biszkopt płakał.... Na włochatych policzkach były łzy. Płakałam razem z nim. Prosiłam, żeby walczył i był silny. HORROR! Posikiwał pod siebie. Wymieniałam kocyki i ręczniki. Ok. 2:00 w nocy wstałam po coś do picia. Poszedł razem ze mną. Szedł niepewnie, musiałam go podtrzymywać. Ale szedł

Leżałam razem z nim. Po jakimśczasie zasnął na boczku. Ja nie spałam. Czuwałam. We wtorek była znaczna, znaczna poprawa. Merdał kitą, chodził. Nawet wyszliśmy na siusiu. Dzisiaj jest ok. Zjadł już śniadanie. Wczoraj była głodówka.
Teraz będzie chodził na spacery w kagańcu.
Napiszę jeszcze jakie miał objawy (popowrocie do domu). Mam nadzieję, że NIKOMU ta wiedza się NIE PRZYDA....
- znaczne pobudzenie
- przyśpieszona akcja serca
- rozszerzone źrenice
- tracił równowagę (przewracał się)
Tak Bisio wyglądał po powrocie do domu.
