Witt za bułę dałby się pokroić, a z masłem to już szczytuje

ale kiełbasą też nie pogardzi, generalnie zjadłby wszystko w każdej ilości. Jada regularnie, wygląda sobie dobrze, raczej musimy pilnowac michy, żeby nie przytył. On ma po prostu apetyt jak smok, od maleńkiego. Taka sztuka :) nie jada tylko owoców, żadnych, ale już za to warzywa - każde, ogórki kiszone najchętniej. Odmówił też BARFa - spojrzał na mnie spode łba i powiedział oczami - "coś ty wymyśliła znowu?!"
Nie brakuje mu zajęcia, jest regularnie "spacerowany", "wybiegany" i "zabawiany"

ale za jedzenie zrobi wszystko - to dla niego największy stymulant i motywator :)
kiedy zostaje sam, to najpierw robi przegląd kuchni (nagraliśmy go kiedyś kamerką w laptopie), a potem śpi, szkód innych nie wyrządza.
A co do pomysłowości bernów, to słyszałam już historie o zjedzonych gatkach, skarpetach, sznurowadłach, szmatkach, etc, więc Witt jako gustujący w jedzeniu aż takich pomysłów nie miewa

tak, jak wspomniałam - nawet opakowanie zostawia

Edi: tak się zaczęłam zastanawiać dlaczego on zostawia opakowania i przyszło mi coś do głowy, co może nie jest tego przyczyną, a może i jest. Witt od maleńkiego dostaje zadania do rozwiązania, czyli chrupki karmy, czasem jakiś inny smakołyk zamknięty szczelnie w kartoniku albo pudełku, musi się czasem nieźle napracować zanim dotrze do środka - być może dzięki temu on nauczył się, że to co na wierzchu to jest niewarte zachodu, a w środku kryje się najlepszy smaczek? Jak myślicie - czy to możliwe, żeby tak to sobie wykombinował?