ślepota

Chciałam się podzielić z Wami moim smutkiem. Dracuś od małego miał wadę wzroku, która powodowała, że wieczorem nie wiele widział. Od samego początku chodziliśmy z nim do okulisty, ale wszelkie lekarstwa nie dawały żadnego efektu i wiedzieliśmy, że wada będzie się nasilać. Dracuś gdy robiło się ciemno na dworzu tracił orientację wzrokową, potykał się, ale w dzień było wszystko w porządku. 01 maja skończył 6 lat i przez ostatni rok zauważyłam, że ze wzrokiem jest coraz gorzej. Teraz, to już praktycznie widzi chyba kontury. Jest bardzo ostrożny, na ogrodzie ścieżkę rozpoznaje idąc tak, aby bokiem dotykać krzaków, płotów, ściany, po tym rozpoznaje drogę i kierunek. Na spacerze czasem zdarzy mu się w coś wpaść, nawet w drzewo, czy świecącą latarnię. Ostatnio na wybiegu dla psów, na który chodzimy codziennie od maleńkiego, zaczął warczeć i jakby atakować podbiegające do niego psy. Zorientowałam się, że on po prostu nie widzi kto i z jakim zamiarem do niego podbiega, więc na wszelki wypadek burknie, warknie i pokaże, że lepiej mu nic nie robić. Żal mi go, bo po kastracji co była rok temu, zrobił się niesamowitą przylepą, ciągle chce być miziany, jest bardzo grzeczny i przychodzi na każde wołanie. A teraz ta wada wzroku tak mu się nasiliła. Na dodatek jak chyba nigdy dotąd, bardzo dużo wygrzewa się na słońcu. Nawet często ucina sobie drzemki w słonecznych promieniach. Kiedyś zwykle uciekał ze słońca kopiąc dziury, albo do zimnego garażu. Teraz wszystko odwrotnie. Widzę, że bardzo się zmienił. Jest taki spokojny, poważny, i trochę niedołężny, a jednocześnie czasami ma takie odpały, że szalałby jak szczeniak. Tak mi się smutno zrobiło, że taki czas dziadkowy go zastał. Taka moja refleksja. 
