Dziewczyny jak ja się zestresowałam.... nie mniej mój tato może nawet więcej, cała rodzina została postawiona na nogi;-) Po krótce już na spokojnie napisze jak to było... już było po poludniu ok 17 tata poszedł z nią na działkę, ja podlewałam kwiaty, nalałam jej zimnej wody (może też nie dobrze że takiej zimnej) i wróciłam do domu. Trochę biegała jak zawsze i nagle zobaczyła psa za ogrodzeniem i się zerwała, zaszczekała i nagle upadła, podniosła się i za chwilę już upadła na dobre. Tata zaraz po mnie przybiegł, widział nas wujek też przybiegł i on zachował zimną krew, ona "odlatywała", złapały ją drgawki, i momentami prężyła się, sztywniała, na działce wujek robił kilkakrotnie jakby reanimację, i potem w samochodzie jeszcze 3 razy, zdarzyli dojechać do weterynarza a to 30 km w jedna stronę. Lekarz zmierzył temp. 41 stopni, potem 2 kroplówki do tego jakieś antybiotyki w zastrzyku. Jutro na kontrol i ma też zbadać serce.
Jak dobrze że to się na tym skończyło. Ale stres mnie dopadł jak chyba nigdy
