Aniu R - nie było tak źle z moją kociczką - chyba trochę przesadziłam w opisie. Już tego samego wieczoru wstała, jadła i mruczała jak się ją głaskało, czyli wszystko było z nią ok. Tylko jak ją odebrałam od lekarza była taka cierpiąca, smutna i ten klosz który we wszystkim jej przeszkadzał. Sądzę, że nawet ją nie bolało zbytnio, bo nie miała problemów z poruszaniem się, ale mimo wszystko było nam jej bardzo żal.
Jeśli chodzi o kompetencje lekarzy do których chodzę, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie obawiałabym się im oddać Luśki pod nóż, na pewno zrobiliby wszystko najlepiej jak potrafią.
Coś na wesoło - królewna Miciusia:

Po nocnym polowaniu:
