Wczoraj odszedl berneczyk moich rodzicow Lord z Witobelskiej Przystani zwany w domu Marsem. Dzisiaj skonczylby 7 lat...
Od dwoch lat walczyl z rakiem pluc i mimo stopniowo pogarszajacych sie wynikow i metastaz wygladalo na to, ze jeszcze za wczesnie dla niego na podroz za Teczowy Most. Niestety w nocy z piatku na sobote dostal prawie skretu zoladka (nie doszlo do calkowitego skretu) i po plukaniu zoladka pod glupim jasiem i 3-godzinnej kroplowce niby doszedl do siebie, ale po 6 godzinach w domu poprostu zasnal. Jego organizm nie mial juz sil na dalsza walke...
Kochany Misiu z okraglymi oczami jak u dzieciecej przytulanki, tak trudno uwierzyc, ze Cie juz nie ma posrod nas... Biegaj szczesliwy po teczowych lakach... Teraz jestes lekki jak piorko, zabawy i gonitwy znowu sprawiaja Ci radosc, a nie przysparzaja zadyszki... Bedziemy zawsze o Tobie pamietac!
[*][*][*] dla Marsika
