eeech w galerii cicho bo mamy kłopoty zdrowotne

tak jak o perturbacjach z moim kręgosłupem potrafię dla rozluźnienia pisać niekoniecznie poważnie

to jak w grę wchodzi choroba moich dzieci (dwu i czworonogich) to zwykle zaszywam się w jaskini żeby pocierpieć w samotności
O chorobie Mai, stresie i wydatkach przemilczę, bo to ani miejsce ani czas na takie zwierzenia
O Grandzie też nie chciałam pisać niepokojących rzeczy, bo galeria miała być z założenia miejscem wesołych pogaduszek, a nie... ale możemi trochę ulży jak się wywnętrzę...
Grandzior... nie odzyskuje wagi sprzed ciąży urojonej, a wręcz przeciwnie nadal traci na wadze, traci sierść, ale inaczej niż przy normalnym linieniu. Często bez przyczyny wymiotuje, a jak nie wymiotuje to ma permanentne odruchy wymiotne. Poza tym od jakiegoś czasu zaczęła załatwiać się w domu

Przypominam, ma 14 miesięcy i już od ponad pół roku, nie miała problemów z utrzymaniem czystości. Nie zmienił się nasz tryb życia, godziny posiłków, ani rodzaj podawanej karmy, a ona sika w domu (ilościowo bardzo dużo) najczęściej w nocy, kupę też robi w domu

(z ostatniego spaceru wracamy zwykle po 22:00).
Czasem skomli bez widocznej dla mnie przyczyny (może coś ją boli). Leży i popiskuje. Nie przeciągle tak jak czasem z nudów czy dla zwrócenia na siebie uwagi, tylko krótkie, nagłe jęknięcia. Ostatnio ma śluzowate biegunki. Podanie probiotyków dla wyrównania flory bakteryjnej nie przynosi spodziewanego efektu. Możliwe, że będzie konieczne podanie antybiotyku, musimy tylko zrobić wymaz.
Poza tym zdarza się, że utyka i dziwnie stawia prawą tylną nogę. Pewnie jestem przewrażliwiona jak mi to niejednokrotnie sugerowano, ale ma jakby "luźne" prawe udo. We wrześniu miałam robić planowe RTG stawów biodrowych, teraz myślę czy nie należało by tego przyspieszyć.
Poza tym sucz (
w przeciwieństwie do mnie 
) jest w doskonałej kondycji psychicznej
co mogą potwierdzić Alice i Jej Mama, bo akurat wczoraj miały okazję wypieścić Grandziora, który szaleje ze szcześcia na ich widok. Jestem zmęczona, zmartwiona i sfrustrowana...
bo na zmianę albo jestem z dzieckiem u lekarza czy na badaniach albo u weta z suczą.
Dodajmy do tego moją adoptowaną kotkę z problemami behawioralnymi (notorycznie załatwia mi się na łóżko w sypialni) i kocura który nigdy kotki nie zaakceptował i mam od lat permanentną (codziennie
) jatkę z rwaniem futra i masakrycznymi wrzaskami. I tak na okragło i końca nie widać. I jestem z tym praktycznie sama. I nikt mnie nie kocha. I płakać mi się chce. I małż zamiast zastanowić się nad przyczyną nocnego brudzenia Grandy warczy, że znów w domu śmierdzi. I jeszcze to co się dzieje na forum. I to, że człowiek żartem mówi/pisze jedno, a ktoś inny interpretuje to opacznie i znów jest niepotrzebny ferment i

I niby maj który zabrał mi Bertę już dawno minął, ale ból nie mija i tesknota nie mija...
I że besilnośc czasem jest paraliżująca. I że nie pójdę już z cięzkim plecakiem w góry ani nie pogalopuję konno bo kręgosłup. I to, że sąsiad którego od miesięcy proszę, żeby wysterylizował swoją wychodzącą kociczkę, zamiast dwa razy w roku zabierać jej dzieciaczki do uśpienia zostawiając jednego rozkoszniaka bo "to takie fajne", który potem ląduje niewiadomo gdzie i ten sąsiad na moją kolejną sugestię sterylki dla dobra kici wali mi tekst "
pani to musi strasznie nie lubić zwierząt skoro pani tak mówi"... i wogóle wszystko jest do d**y... Eeeech...
