Witamy ponownie.No i harmonia nieco się rozstroiła, albo mamy inny problem.
Jakieś 2-3 tygodnie temu musiałem wyjechać z domu na raptem 3 dni, zostawiając
pozostałych domowników. Po 2 dniach Koko, jako zwierz towarzyski, zaczęła wyglądać
mnie wychodząc co 10 minut przed dom i warując przed bramą.
Poza tym była jakby mniej zainteresowana kolacją (co samo w sobie jest niesłychane).
Kiedy wreszcie wróciłem po kolejnych 24 godzinach, Koko szalała z radości - normalka.
Jednak następnego dnia dalej nie miała wielkiej ochoty na jedzenie...
Po kolejnej porze posiłku zaczęliśmy się nieco niepokoić, nie tyle groźbą śmierci głodowej,
ale potencjalną chorobą, która mogła być powodem tak nietypowego dla KOKO zachowania.
Dla niewtajemniczonych dodam, że Koko zawsze była fanką jedzenia i podjadania, a omijanie
miski nie zdarzało jej się do tej pory nigdy poza 3 dniami po porodzie (raczej normalne).
Nieco już zaniepokojony pojechałem do Poznania z Koko do mamy (ulubionej babci Koko),
gdzie przeprowadziłem prosty test polegający na obserwacji jej zachowania postawionej
przed faktem istnienia miski z obiadokolacją.
Test wypadł prawidłowo - Koko wciamała babciny posiłek w tempie godnym zdrowego psa.
Przy pożegnaniu dostaliśmy śniadanko "na wynos", które następnego ranka tak samo zniknęło
w oka mgnieniu.
Niestety kolejny, domowy, nasz posiłek - pozostał nietknięty.
Koko oczywiście je, ale w znacznie mniejszej ilości i dużo mniej chętnie niż do tej pory.
Zostawia prawie nieruszone porcje, które z mozołem połyka po kawałeczku przez resztę dnia.
Chlebek, jeśli w ogóle weźmie do paszczy, to po chwili nuplania wypluwa i odchodzi.
No, chuda to ona nie jest (jeszcze), ale jak tak będzie dłużej to kto wie.
Pojawia się pytanie - co jest przyczyną braku apetytu/łaknienia/chęci jedzenia u Koko.Postawiłem kilka tez, z których pierwsza to oczywiście jakaś choroba.
Przeprowadzone badania krwi, moczu, osłuchu, oglądu, temperatury, pulsu itp wyeliminowały
na tym etapie taką możliwość. Badania i analizy wypadły poprawnie.
Teza druga - jakiś składnik pogarszający wrażenia smakowe - został wyeliminowany
przez fakt, że Koko nie tyka obecnie ani naszych potraw (gotowanych), ani suchego,
(które czasami z braku laku dostawała i zawsze zjadała), jabłek ani nawet chlebka,
czy innych nagródek, które zawsze chętnie przyjmowała.
Jedynie mięsko i ciasteczka potrafią przełamać jej opory.
Teza trzecia - psychika.
Za tą teorią przemawia fakt, że Koko je chętnie u babci, (ale je tez u nas jej jedzonko).
I teraz pytanie do Was.
Czy ktoś ma podobne obserwacje polegające na przeistoczeniu się żarłoka berneńskiego
w psa niejadka?
Jakie mogą być tego przyczyny?Boję się czy nie jest to jakiś protest-song w związku z jednak nieco mniejszym naszym,
mimowolnym zaangażowaniem w sprawy Koko (zrozumiałe chyba w sytuacji pojawienia się dziecka).
Staramy się w żaden sposób nie okazywać jej braku zainteresowania, nie odsuwamy
od dziecka, śpi i żyje z nami jak dawniej, ale każdy przecież widzi, że teraz jest inaczej.
Pies też ma oczy i mózg, tylko co sobie myśli?
A może Koko na wiosnę zaczęła dbać o linię...

Oby to było to.
Poza tym problemem współżycie na linii pies - dziecko, układa się dobrze.
"Kuszenie" pieska