I stało się.
Wszystkie suczki "rozdane". Rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Chyba jakaś moda...
Natomiast o pieska nie ma wcale pytań...
Czy to normalne?
Po cichu zaczynam myśleć, że jak nie znajdziemy chętnego to wtedy, ewentualnie, w drodze wyjątku, może,
z braku innej możliwości, bo przecież nie utopię, schroniska pełne, właściwie nie będzie wyjścia...
Co powiecie o takim pomyśle? Miała być matka z córką, ale czy może być matka z synkiem?
Czy nie będzie miał za długiej pępowiny jak u ludzi?
Problemy cieczkowe to pikuś, mam raczej obawy o całokształt takiego tandemu.