Dzięki
Biszozaur ma się dobrze. Jest śnieg - tarzanki są na porządku dziennym. Niczego ostatnio nie pożarł

Żadnych skarpetek, folii, batoników, kostek masła razem z papierem, kredek, itp., itd. Jeszcze mnie w tym roku nie znokautował. Fikuśne ulepszenie kagańca sprawdza się w terenie.
Chodzimy na przechadzki. Spotykamy sarny (dzięki Światłościom, tylko sarny). Ostatnio przecięły nam drogę jakieś zmutowane osobniki. W pierwszej chwili pomyślałam, że zostały namaszczone genem łosia, bo takie duże. Chyba, że to jakieś bezrogie jelenie, tj. łanie. Piękne były. Szkoda, że nie można ich trzymać na balkonie. Bisiek jest wobec ich bardzo grzeczny i uprzejmy .Trochę mu w tym pomagam głosem. Ciągle mamy dziko fobię. Podejrzewam, że to wina poznanego za młodu „Dzika” Brzechwy. I bądź tu zdrowy… Wilkofobię też mamy (w tamtym roku pałętało się kilka sztuk). I teraz się zacznie :D Ubiegłego roku, czyli bardzo dawno temu, wracaliśmy ze spaceru. Dobrze, że wracaliśmy a nie dopiero szliśmy, bo byśmy nie poszli wcale. Masło maślane. Idziemy, idziemy. Sukces. Ptaszki śpiewają, śnieg skrzypi, słońce daje po oczach. I nagle widzę… Widzę idącego w naszą stroną psowatego. Unosiła się nad nim aureola podstępności i zła… Szedł z pochyloną głową, łapy ugięte, stawiane wąziutko, jedna za drugą, małe kroczki. Zrobiło mi się dziwnie gorąco. „Och, nie! Umrę tutaj pożarta przez bestię nie zrobiwszy niczego wiekopomnego dla świata! Nikt nas nie uratuje. Nawet rycerz na białej kozie.” Przed oczami miałam wizję naszych rozszarpanych zwłok. I do tego jeszcze Bisz-ratuj-mnie-pimpek-atakuje (Bisiek jest rozważny i romantyczny – nie wdaje się w bójki nawet gdy jest napadany przez 10-letniego fafika, wycofuje się, odpuszcza). Wiecie, nie wiedziałam, że można odmawiać 50 modlitw jednocześnie, a nawet zahaczyć o Buddę i Siwę. Lezie stwór. Złapałam Zweisteina, zatrzymaliśmy się (nie ucieknę na drzewo zostawiając psa na pastwę losu!), wzrokiem szukałam jakiegoś konara, a wszędzie śnieg, kurczaki. Stanęliśmy boczkiem, Biszowi pomogłam. Ok, wiać nie ma sensu. Czekam. I co widzę? Lezie psina w wilczym kolorze jakaś wychudzona, z kolczatą na szyi i resztką sznurka czy tez liny. Musiał się albo zerwać z „łańcucha” (!) albo ktoś go uwiązał i zostawił. Stanął obok, szczeknął i poszedł. Wracaliśmy bardzo, bardzo szybko. Podsumowując – gUpia pańcia :D gdy sobie przypomni jak bogatą ma wyobraźnie

Ale strachu się najadłam :D Polecam wszystkim. Wtedy człowiek wie, że żyje
Ogólnie nudy
Chaps, chaps

Obrazek został zmniejszony.Ma się te umiejętności
Obrazek został zmniejszony.I ciągle mleko pod nosem.
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.Tarzu-tarzu
Obrazek został zmniejszony.Pozdrówki!
