Niusław nawet na Słowacji opanował miejsca dla dzieci...
Tutaj w domku, z drugiej strony była zjeżdzalnia, na szczęscie jej nie przetestował

Troszke opowieści:
Przyjechalismy w piątek wieczorem. Droga była naprawdę ekscytująca. Ok. 15 km spiral przez górę, a potem taka "boska" droga

polna, przez las, wyjątkowo jednokierunkowa, nie było szans zawrócić. Dziury niemiłosierne! Jakby sie ktoś wybrał sportowym autem, nie miał prawa, nie obedrzeć spodu. No, ale skoro nawigacja tędy prowadziła, no to jechałyśmy.
Wypatrywałam końca, ale jakoś sie nie pokazywał. Przez 6km kawałek drogi jechałysmy prawie pół godziny.
Wyobrażacie sobie to?

Na szczęscie dojechałyśmy całe. Jak na miejscu dowiedzieli się skąd przyjechaliśmy - złapali sie za głowy! No cóż - miałyśmy ekscytującą wyprawę

Przed 22 poszliśmy na kolacje i spać. W sobote rano na spacer na stok narciarski, który znajdował sie ok. 100 m od 'penzionu'. Wyszłyśmy prawie na samą górę, a Niusław namierzył na dole suczkę.
I co zrobił? Oczywiście pobiegł sie przywitać! A co!
Mało co nóg nie zgubił w tym szaleńczym pędzie

a pancia za nim na łeb na szyję oczywiście, bo nie wiadomo czy to suczka, czy pies, i czy o przyjaznych zamiarach

Ślisko przestrasznie, no bo rosa rano na trawie, stromo okropnie, a Kasia w adidaskach pomyka za wariatem z tej góry! A potem oczywiście spowrotem pod górkę, żeby wrócić do naszych.
Dziecko przeszczęśliwe, bo nawiązało międzynarodowe znajomości, a pańcia mało sie nie zasapie wychodząc spowrotem...
Na stoki sie wyjezdza wyciągiem, a nie wychodzi na nogach!

Koniec spaceru - wracamy do "penziona" psiaki wysuszyć, bo całe mokre i idziemy na śniadanko.
Zajeliśmy sobie miejsce - był z nami Nusiu i mała Oda. Siedział Niusław grzecznie przy mnie [jak nie on

], zmęczony widocznie po porannych ekscesach. Rozmawiamy z panią Renatą, zastanawiamy się, na co by sie tu pokusić na śniadanie... Za chwilę słyszę jak ktoś z kuchni krzyczy!
Sobie myslę "o ho! czyjś berneńczyk poszedł pozwiedzać, sprawdzić co dobrego tu dają".
I proszę państwa, kto wylatuje z kuchni?
NUGAT! a kto inny?!?!?!
Dureń największy jakiego Słowacja jeszcze chyba nie widziała...
No to zobaczyła!
Jęzor wisi, Niusław cieszy
ręce mi opadły...
Potem cały posiłek trzymałam go już na smyczy, choć i tak udało mu się załatwić sobie mizianko u faceta obok...

tak to jest wziąc wiejskiego burka na urlop!

Dobra, koniec opowieści lece spac. Niestety jutro trzeba wstać do szkoły

wystarczy tego dobrego

Na koniec Niusław ze swojej budy, już na wystawie.
Aniołek od siedmiu boleści przecież...

Najgrzeczniejszy pies świata!

Jutro jak złapie wene to ciąg dalszy opowieści Nugatowych...
