Wiecie co, to chyba nie tak do końca... Piszę to na podstawie mojej uczelnianej wiedzy, ale mogę coś pokręcić..
Albo dany organizm ma w sobie gen "nowotworowy" albo go nie ma.. I teraz kwestia tego czy ten nowotwór się uaktywni czy nie. Babeszjoza za pewne pozostawia w organizmie jakieś zmiany i prawdopodobnie mogą być one czynnikiem wywołującym nowotwór.
Jak wiecie Borys miał nowotwór, dwa razy... Pierwszy raz był to nowotwór odbytu. Najpierw wet konował wciskał mu czopki, a dopiero po 4 miesiącach przyznał ze nie ma pojęcia co to i pojechaliśmy do innego, który od razu podjął decyzję o operacji. Wyniki histopatologiczne - nowotwór złośliwy. Pół roku po operacji, wyczułam u Borysa guza na plecach. Pojechaliśmy do kliniki w ktróej dziś leczymy psy, wet dotknął, pomyślał i spytał czy jutro odpowiada nam termin operacji. Wycięli, okazało się że to chłoniak limfoblastyczny. Dostaliśmy namiary na dr. Kiezę, który zdecydował że Borys przejdzie chemioterapię. Dostawał ją pół roku, ale ile dokładnie miał tych chemii to juz nie pamiętam. Wiem, że wszyscy mówili że on nie ma szans, że to niemożliwe by przeżył, bo niby ta odmiana którą on miał atakuje bardzo szybko płuca, a z płuc idzie na resztę organizmu.
Borys zachowywał się zupełnie normalnie - nic nie wskazywało na to, że może mieć raka..
Niestety jego siostra i matka nie miały tyle szczęścia
