Jako, że kleszcze już są, o czym piszemy w innym wątku, istnieje również zagrożenie zarażenia naszych sierściuszków babeszjzą.

My własnie z nią walczymy i jestem cała w stersie...
Omena odkąd skończyliśmy szczepienia cały czas nosi obróżkę Kiltix, którą systematycznie przecieram suchą szmatką i rozciągam... Po spacerach wiskamy Omenę i czeszemy. Niestety nie udało nam się jej zabezpieczyć przed tym małym draństwem - kleszczami... Objawy jakie zauważyliśmy wczoraj były takie banalne, że gdyby Omena nie była tak żywiołowa, nie zauważylibyśmy niczego... Była po prostu apatyczna, taka przygaszona...
Nie wiele myśląc zapakowaliśmy ją w samochód i do weta pojechaliśmy. Od razu pobrali krew do badania. Na szczęście laboratorium mają na miejscu, więc wynik był "od ręki". Omena dostała kroplówki nawadniające, leki przeciwgorączkowe, przeciwwstrząsowe, antybiotyk, przyspieszające pracę nerek. Po tym wsystkim poczuła się troszkę lepiej. Apetyt jej dopisuje, nereczki pracują, nie wiem jak z kupą, ale bąki sadziła wczoraj po powrocie do domu aż miło, a rano welfron jej strasznie przeszkadzał, ale wiadomo zagrożenie jeszcze nie minęło...
Dziś ok 15 ojciec miał z nią pojechać na drugą serię kroplówek i leków...
Chciałam Was uczulić na nietypowe zachowanie waszych psiurków, szczególnie tych młodych, bo z tego co mi mówili weci wczoraj u maluchów choróbsko rozwija się dłużej niż u psów dorosłych...