Aga-2 napisał(a):skoro jego pan wskoczył i wypłynął
Tę jedną rzecz chciałam doprecyzować: Marek nurkując trzymał się krawędzi lodu jedną ręką. W ciemnościach, przy tamtej temperaturze bał się po prostu, iż straci orientację i nie wypłynie. Mówi, że w tamtej chwili myślał o Polce. I z punktu widzenia Poli dziś cieszę się z tego przez łzy. Mimo wszelkich papierów i patentów, jakie posiada w ciężkich zimowych ciuchach i w takiej temperaturze nie miałby szans wypłynąć
Do dziś sobie wyrzuca, że choć nieżywego, ale mógł wyciągnąć Brombasa. Ale w emocjach człowiek myśli co innego. Każdy jeden specjalista, znając umiejętności, nie tylko papierowe Marka (również jego instruktor od nurkowania) mówił, że nie miałby szans na przeżycie.
Brombasa zgubiła przewrotność natury. On szedl najpierw jakieś 7-10 m wzdłuż brzegu, jakieś pół metra od niego. Dopóki lodu nie rozwalili siekierkami płetwonurkowie, było widać ślady. I po tym odcinku w pewnej chwili musiał załamać się pod nim lód. Więc gwałtownie znalazł się pod wodą.Może chciał "obsiusiać" drzewko rosnące tuż nad tym punktem, może na dłużej przystanął? I stało się. Nagle. Na wyciągnięcie ręki od brzegu. To nie była "otwarta" rzeka. Tylko taka mini-zatoka.
Brombas wiedział trochę o lodzie, bo trenował w podobnych sytuacjach. Przyroda Go zaskoczyła. Może należało się tego spodziewać, że nigdy nic nie idzie, jak myślimy w takich warunkach, ale człowiek jest mądry po szkodzie...
Dodatkowo potem okazało się, że w korzeniach tego drzewa, któe Brombas chciał prawdopodobnie obsiusiać, mieszkanko uwił sobie sum. A jak mówili nam starzy wędkarze: gdzie sum, tam wir. Gdzie wir, tam słąby lód; lód się zerwał, wir porwał...
I pustka w sercu. I w życiu.