Trzymaj się Drixiu, jesteś bardzo dzielny.
---
Aniu ja przeżywałam i przeżywam ciągle to wszystko, dokładnie wiem jak się czujesz.
Cały czas myślę, czy gdybym zdecydowała się na operację - jego stan polepszył by się, na ile przedłużyłoby to jego życie...
My też zaczęliśmy od badań podstawowych - były tragiczne, na USG wet powiedział, że tak zmasakrowanej wątroby jeszcze nie widział... a zaczęło się od kulawizny- niestety dla nas nie było to jednak nic dziwnego bo Baskuś miał dysplazję /był po pectinectomii/ i co jakiś czas miewał małe, przejściowe problemy tego typu... potem kaszel -płuca były już zajęte.

Konsultacja na wrocławskiej uczelni ... - rokowania zerowe...
Weterynarz mówił o biopsji, jednak chcieliśmy dać mu jeszcze choć troszkę normalnego życia bez wywożenia, stresowania, kłucia.
Leki wspomagające pracę wątroby, podawanie jedzenia na siłę, miksowanie, karmienie przez strzykawkę, wodę na szczęście chciał pić...
Aż nadszedł czas , w którym nie miał już siły chodzić, wyprowadzałam go na dwór, nie miał nawet siły podnieść nogi...leżał, dyszał i patrzył...czasem jak Ania pisała " miał zrywy" ale na krótka chwilę, potem opadał ze zmęczenia...
Wczoraj nadszedł ten dzień...wiem , że Basco zaczynał cierpieć, że życie nie sprawiało mu już radości, byłam z nim do końca...zasłużył na to... nie, nie było to samolubne "łatwiejsze wyjście" z tego koszmaru.
On zasłużył na godną śmierć , bez okropnego bólu i męczarni.
To tyle, przepraszam Aniu, że w Twoim wątku,ale musiałam to z siebie wyrzucić...
jestem z Wami, trzymajcie się...