przez Gość » 2007-02-27, 23:35
Rok temu, we wtorkową noc 28 lutego odeszła od nas nasza dalmatynka Kropka. Była naszym pierwszym psem. Choć nie miała rodowodu, nie skończyła żadego szkolenia, była niezwykle mądrą i piękną sunią. Do ostatnich chwil, pomimo bardzo cięzkiej choroby pełna chęci do życia. Gasła powoli. Można przyzwyczajać się do mysli o odejściu, ale nigdy nie można się z tym pogodzić. A potem nadszedł ten okropny zimowy wtorek. Odchodziła na moich rękach. Pewnie tak właśnie miało wygladać nasze pożegnanie. Nigdy nie zapomnę tych spokojnych oczu kiedy widziałam ja po raz ostatni przed wejściem do gabinetu. Dalej nie poszłam. A potem chwila podjęcia decyzji, żeby pozwolić jej odejść. Jej ból jest od tamtej chwili moim. Boli widok każdego dalmatyńczyka idącego ulicą. Właściwie nie ma dnia żebym nie wspominała naszje Kropencji. Upłynęło juz tyle czasu,a mi coraz trudniej jest o niej myśleć. Wiem,że są psy niezastąpione. Można mi wierzyć lub nie, ale chyba cząstka tycho Kropkowych oczu jest teraz w oczach klusi Ateny:)
[*][*][*][*][*]
Przepraszam, że tak się rozpisałam