Zacznę od sprostowania - napisałam wcześniej że sam zabieg ma kosztować ok. 350 zł - kosztował 300. Taką kwotę podała mi p. doktor wcześniej tylko mnie się w stresie pomyliło

.
Esię odbierałam ok 18,30 - łapki jej się rozjeżdżały na podłodze gabinetu ale jak mnie zobaczyła to zamerdała radośnie ogonem i bohatersko ruszyła naprzód. Dostałam wytyczne od wetów jak się opiekować niunią, w razie potrzeby mogę dzwonić nawet w środku nocy, pan doktor pomógł Esi wsiąść do auta i pojechałyśmy do domu.
Esia lubi jeździć i często trudno ja z samochodu wydostać

dlatego przezornie pościeliłam na siedzeniu koc i prześcieradło, na których potem ją wynieśliśmy jak na noszach. Zaraz po przyjeździe zwymiotowała (jak to po narkozie) - byłam na to przygotowana więc poszło na duży ręcznik a nie w dywan

potem jeszcze dwa razy wymiotowała (mąż ją pilnował bo ja szykowałam obiad). Pierwszą godzinę po przyjeździe leżała przykryta kocem bo miała chłodne ciało. Potem się rozgrzała i sama wygrzebała z kocyka. Nie dostała środków przeciwbólowych, - weci powiedzieli, ze taki ból jest do wytrzymania a skutecznie powstrzyma ją przed brykaniem. W sumie dobrze, bo Eska ostatnimi czasy szalała jak małpa w cyrku. Spałyśmy dziś razem na podłodze (Esia na materacu ja na karimacie obok) - kubraczek założyłam jej dopiero do spania. Esia trochę popiskiwała, trochę się kręciła. W efekcie ja sie obudziłam na jej materacu a ona spala na karimacie

. Za to mąż był szczęśliwy bo wreszcie miał cale łóżko dla siebie

- ale tez nie dospał bo nasłuchiwał czy z Esia wszystko dobrze. O 2,00 w nocy dalam Esi troche wody bo dyszała jak parowóz z jęzorem na dywanie, ale po chwili woda wyleciała z powrotem - tyle ze z pomaranczowym zabarwieniem

. O 3,30 Esia zapragnęła wyjść do ogrodu. Zdjęłam kubraczek i poszłyśmy. Trochę się jeszcze chwiała ale zrobiła siusiu i po kilku próbach malutką koopkę. W domu napiła się wody i spala spokojnie do 8,00. Jak wstałam żeby ugotować jej kuraka to przyszła za mną do kuchni.... i zwymiotowała całą wypita w nocy wodę. Po czym poszła pod drzwi i zaczęła pukać łapką, żeby ja wypuścić na dwór. Znów siusiu, próba koopki (nic już nie poszło bo chyba pusto w środku), spacerek 10 minut i do domu. Teraz wyleguje się tam gdzie lubi najbardziej czyli na kanapie

- p.doktor zezwoliła na wchodzenie na łózko - byle powoli i delikatnie.
Jest bardzo przytulna, chętna do miziania, głaskania, całowania - jak zawsze zresztą

. Najbliższe cztery dni będę z nia na cały czas a potem zobaczymy - w razie potrzeby przedłużę urlop .

