My jeszcze, na szczęście, nie miałyśmy żadnego konfliktu zbrojnego poza małym wsiowym myszo-psem (było zbyt małe by rozpoznac gatunek

) który wczepił się Esi w tylną piętę. Przy spotkaniu z psami na spacerze Esia zawsze rozpłaszcza się na ziemi, albo od razu rwie się do zawierania przyjaźni. Raz obwarczała ją jakaś sunia, ale właścicielka trzymała ją na smyczy i szybko zmieniła kierunek spaceru. Rano czasem spotykamy panię z ONkiem tez warczącym, ale staramy się obie zauważyć się wcześniej niż nasze psy - pani bierze wtedy ONka na smycz i tez idzie w innym kierunku. Raz z otwartej bramy wyskoczyła na nas z warkotem spora sunia - po moim krzyku wycofała się

(chyba groźnie wyglądałam

), a raz zadziwił nas bokser, który obszczekiwał Eśkę stojąc w... otwartej bramie.
Nie wiem jak zareagowałaby Esia na atak - chyba ucieczką. Mieszkamy przy dość ruchliwej ulicy (Malwową pędzą auta jak do pożaru, mało który 50km/h) chodniki są wąskie i gdyby doszło do jakiegoś ataku to obydwie wylądowałybyśmy pod jakims TIR-em, lub osobówką. Dlatego w razie napotkania psa agresywnego "na luzie" czy tez pod opieka dziecka natychmiast i do skutku wzywałabym SM lub Policję. Bez żadnych skrupułów. Na szczęście na razie takiego przypadku nie było i oby się nigdy nie wydarzył
A z zabieraniem michy i wyciąganiem żarcia nawet z pyska Esia była oswajana od początku. Ma swoje miejsce do spania i do jedzenia i staramy się jej tam nie przeszkadzać bez istotnego powodu. Ale regularnie, co jakis czas powtarzamy "lekcję zabierania michy sprzed nosa"

Eśka tak jest przyzwyczajona do nagród w takich sytuacjach, ze czasem jak ona je a ja przechodzę obok to sama odsuwa się od michy i siada z nadzieją, ze dostanie coś pyszniejszego z ręki
