jeszcze trochę mi trudno zaglądać na psie portale, ale powoli oswajam się z kilkoma skrajnie odmiennymi emocjami... śmierć i narodziny... rozpacz i radość... pewność i niewiadoma...
Ponad 6 miesięcy temu straciłam ukochaną towarzyszkę... gdyby nie jeden pechowy spacer wśród traw 11 grudnia skończyłaby 7 lat...
Walka o Jej życie trwała 36 bolesnych dni... 886 godzin... to czas kiedy jeszcze była z nami choć chyba nie zawsze w pełni świadoma, czas kiedy jeszcze mogłam głaskać jej puchnące łapki, wtulać nos w matowiejące futerko, wyszeptać do gorącego ucha najskrytsze marzenie, ale i czas okupiony cierpieniem, łzami i niepewnością każdej kolejnej godziny. Dziękuję losowi, że mogła być nami jeszcze te kilkaset godzin dłużej, ale jednocześnie zmagam się z poczuciem winy, że tak desperacko chciałam na przekór rokowaniom weterynarzy przedłużać jej istnienie... cierpienie... a ona się temu cierpliwie i z ufnością poddawała. Swoje decyzje tłumaczę tym, że naprawdę do ostatniej chwili miałam nadzieję... że się uda... że to tylko przejściowy kryzys... że wygramy los na loterii... że wstanie... że...
...umarła tak jak żyła... z oddaniem i miłością w swoich pięknych oczach, z łebkiem na moich kolanach... tak jak zawsze... psisko-Bercisko kochane... przepraszam Cię psinko, że czasem na Ciebie fuknęłam, przepraszam, że musiałaś tak długo cierpieć zanim pozwoliłam Ci odpocząć, wybacz że ciągle płaczę zamiast cieszyć się z tego co razem przeżyłyśmy... zanim...
tak bardzo mi brakuje Twojej sierści w rosole i głuchego odgłosu "uwalania się" na podłodze...
dziękuję piesku...
***
Musiałam to napisać na powitanie, bo byłoby nie fair wobec Berty gdybym przemilczała jej ponadsześcioipółletnią obecność w moim życiu. Choć już nie dyszy obok mnie zostanie w sercu na zawsze. Najkochańsza.
Nie uczestniczyłam nigdy czynnie w życiu forum, choć od lat podczytywałam i nawet byłyśmy z Bertą na jednym ze spotkań szwajcarskich. Zdecydowałam się zarejestrować bo po prostu nie potrafię już funkcjonować bez bernusia i dojrzałam do kolejnej decyzji na dobre i na złe. Z jednej strony z utęsknieniem czekam na ten dzień kiedy mały szczoch zacznie mi demolować dom, z drugiej potwornie obawiam się, że podświadomie bedę doszukiwać się Bertuchy w innym bernie.
Mam dwoje wspaniałych dzieci, mądrą i wrażliwą 6,5 letnią córeczkę Maję i 1,5 rocznego uroczego łobuziaka Kacperka. Maja dorastała równolegle z Bertą, Kacperek zdążył zaledwie postawić pierwsze kroczki w trakcie walki o życie Berty - co tak naprawdę dotarło do mnie dopiero po Jej śmierci

Tak więc zaczęłam poszukiwania suni. Od kilku tygodni śledzę na stronach hodowli i tu na forum informacje o kolejnych pojawiających się miotach. Odwiedziłam już kilka hodowli, poznałam przesympatyczne osoby i ich cudowne berny, wykonałam dziesiątki telefonów oraz maili i chociaż wybór szczeniaka miał być bardzo świadomy i przemyślany wygląda na to, że młody (on) wybrał nas sam


W jednej z gorących forumowych hodowli zauroczył nas... kawaler, choć cały czas myśleliśmy o suni...
No i mam dylemat czy sprawdzi się układ: dwójka dzieciaków + temperamentny bydlaczek, ale z drugiej strony w połowie odpadnie mi ryzyko podświadomego porównywania suczek, wszak Pan Pies będzie miał pełne prawo do charakteru odmiennego niż było nam dane doświadczyć w długoletnim kontakcie z suczką: przeprzyjazną, przemilusińską, przeuroczą, przeposłuszną - PT zdane, ale umiejętności realizowane oczywiście w granicach rozsądku i przyzwoitości berneńczyka

Czy pies-samiec to dobra decyzja...?
pozdrawiam serdecznie,
MAgda
ps. aleee się rozpisałam

Edit: Kilka bertowych fotek :
OSTATNIA ZIMA
http://i703.photobucket.com/albums/ww37 ... raz100.jpg
http://i703.photobucket.com/albums/ww37 ... raz096.jpg
OSTATNI ZDROWY WIOSENNY SPACER
http://i703.photobucket.com/albums/ww37 ... raz324.jpg
CODZIENNOŚĆ
http://i703.photobucket.com/albums/ww37 ... G_3854.jpg